W 1996 roku Phil Collins postanowił opuścić Genesis. Pozostali muzycy zespołu stanęli przed problemem: zakończyć działalność czy szukać następcy swojego długoletniego wokalisty. Zdecydowano się szukać. Wybór padł na Szkota Raya Wilsona, niezłego śpiewaka, muzyka mało znanej grupy Stiltskin.
[wyimek][link=http://blog.rp.pl/zkulturanaty/2010/09/03/z-kultura-na-ty/]Z Kulturą na Ty - poleć swoje wydarzenie kulturalne[/link][/wyimek]
Bardzo szybko przystąpiono go nagrania nowej płyty i w 1997 roku ukazał się album „Calling All Stations”. Powiedzmy sobie od razu – słaby album. Świadomość tego mieli sami muzycy, bo podjęli decyzję o tym, by nie kontynuować działalności w tym składzie.
Ray Wilson w glorii chwały wrócił do swojego zespołu, nagrał jedną płytę z formacją CUT, współpracował przez chwilę ze słynnym niemieckim Scorpions. Zaczął wydawać też albumy pod własnym nazwiskiem, pierwszym był krążek „Unplugged” z 2001 roku. Zyskał popularność, także w Polsce, gdzie grał kilkakrotnie.
Ale Wilson o Genesis nigdy nie zapomniał, wykonywał czasami ich utwory, pewnie marzył o reaktywacji grupy (doszła do skutku na chwilę, ale z... Philem Collinsem). W końcu stworzył projekt „Genesis Klassik”, w ramach którego z towarzyszeniem rockowego zespołu i orkiestry śpiewa najsłynniejsze utwory z wszystkich okresów działalności Genesis, między innymi „Carpet Crawlers”, „Follow You, Follow Me” czy „Land of Confusion”.