Amy Winehouse zmarła w sobotę w swoim mieszkaniu na północy Londynu. Miała 27 lat. Okolice jej domu otoczył policyjny kordon, od soboty ludzie zostawiają tam kwiaty i znicze. Policja poinformowała, że przyczynę śmierci wyjaśni sekcja zwłok, a pogłoski o przedawkowaniu narkotyków przez wokalistkę są przedwczesne.
W zeszłym miesiącu Amy Winehouse miała rozpocząć pierwsze od dawna europejskie tournee. Na 30 lipca zapowiedziano jej koncert w Bydgoszczy. Jednak po nieudanym występie w Belgradzie, gdzie była nietrzeźwa, fałszowała i przerywała utwory, trasę odwołano. Menedżerowie artystki oświadczyli, że zrobią wszystko, by pomóc jej wrócić do zdrowia. Winehouse była uzależniona od alkoholu i narkotyków.
"Chcą mnie wysłać na odwyk, a ja im na to: nie, nie, nie" – od tych słów w 2006 roku zaczęła się jej kariera. Piosenka "Rehab" była wyznaniem krnąbrnej dziewczyny, która opiera się woli menedżerów i rodziny, woli żyć po swojemu. Bardziej niż leczeniem była wówczas pochłonięta miłością do swego męża Blake'a Fieldera-Civila, także narkomana, który trafił do więzienia za napaść.
Policja wciąż odmawia informacji na temat przyczyny śmierci 27-letniej wokalistki. Jednak związany z MTV Danny Panthaki podał informacje, że Amy przedawkowała ecstasy.
Utwór był przewrotny – Amy śpiewała o dręczącym ją nałogu do niewinnej melodii. "Rehab" stał się wielkim przebojem: hipnotyzował chwytliwy refren, ale przede wszystkim głos wokalistki – rozwibrowany, niesforny, wymykający się staromodnej aranżacji. W innych piosenkach przypominał krzyk albo szloch. Było słychać, że Winehouse balansuje na krawędzi.