- To ostatni koncert na naszej trzytygodniowej trasie koncertowej po Europie - powiedział w sobotę Marcus Miller do publiczności wypełniającej klub Palladium. - Zagramy utwory z naszej nowej płyty „Renaissance", która właśnie dziś ma premierę. I zaczął koncert od tematu „Mr. Clean", w którym ekspresyjne unisona wykonał duet: saksofonista Alex Han i trębacz Maurice Brown. Miller nie rozstaje się z Hanem od dwóch lat, bo jest to niezwykły saksofonista, jeden z największych talentów ostatnich lat, co udowodnił chwilę później siarczystą solówką. Pozostali muzycy są w grupie basisty od niedawna, ale po nagraniu płyty i trzech tygodniach koncertów współpracują jak tryby szwajcarskiego zegarka.
Po dynamicznym przecież wstępie, na publiczność spadły jeszcze silniejsze wrażenia. Miller zaordynował łatwo wpadający w ucho temat „Detroit" otwierający nowy album. Chwilę później nastrojowy wstęp do „Redemption" uspokoił emocje, ale nie na długo, bo tempo utworu niespodziewanie przyspieszyło za sprawą basu lidera.
- Ten utwór ma dwie strony. Jedna jest dobra, druga niezbyt dobra - zapowiedział temat „Jekyll & Hyde". I rzeczywiście po łagodnym w nastroju wstępie, wszystkie instrumenty zagrały najgłośniej jak potrafiły, aż dreszcze przeszły po plecach. Prym w pokazaniu mrocznej strony zespołu wiódł gitarzysta Adam Agati grając drapieżną solówkę.
- Teraz zagramy coś starego. Ten utwór napisałem dla Milesa Davisa - powiedział Marcus Miller. - Nie możecie go pamiętać, jesteście zbyt młodzi - ripostował wiwatującej publiczności. Atomowe uderzenia perkusisty Louisa Cato dały początek nowej interpretacji „Tutu", tematu, który rozpoznają wszyscy miłośnicy jazzu i funku. Po krótkiej solówce trębacza, sceną zawładnął na cztery minuty gitarzysta. Przy pomrukach basu lidera i dynamicznym akompaniamencie perkusji dał popis inwencji i upust emocjom. Stłumione brzmienie trąbki przypomniało tę legendarną, czerwoną z napisem Miles Davis, którą Mistrz trzymał do zdjęcia wykorzystanego na obwolucie jego płyty „Tutu".
To był efektowny finał koncertu, ale muzycy nie dali się długo prosić o bis. Zagrali inny przebój Marcusa Millera „Blast" z taką ekspresją, jakby wstąpiły w nich nowe siły. Nic dziwnego, zachęcała ich wiwatująca publiczność w Palladium. To był finał w wielkim stylu.