Reklama

Ewa Podleś w Operze Narodowej

Jubileuszowy koncert Ewy Podleś w Operze Narodowej miał niezwykłą akcję z dramatyczną kulminacją, po której artystka dodała szczęśliwe zakończenie.

Aktualizacja: 23.02.2013 11:42 Publikacja: 23.02.2013 11:39

Ewa Podleś w Operze Narodowej

Foto: materiały prasowe

Zaczęło się standardowo, od Händla, którego muzyka dobra jest na rozgrzewkę, by nierozśpiewany głos nabrał giętkości. Aria podstępnego Polinessa z opery „Ariodanta” nie miała jeszcze mocy, siły i czaru, ale to była zaledwie zapowiedź tego, co się zdarzy.

Do Opery Narodowej przyszli ci, którzy Ewę Podleś znają i uwielbiają. Gdy tylko pojawiła się na scenie, powitali ją okrzykami. Ci, którzy dotąd nie mieli okazji posłuchać jej na żywo, zostali zauroczeni już od drugiego numeru, w którym pokazała arcymistrzowską klasę.

Nie ma w świecie i zapewne długo nie będzie takiej artystki, która w standardowej muzyce Rossiniego potrafi odnaleźć tyle dramatyzmu, przejmującego bólu, ale i heroizmu. Najeżoną belcantowymi ozdobnikami arię z rzadko wystawianej jego opery „Ciro in Babilonia” zamieniła w przejmujący monolog. Pokonany przez Babilończyków, zakuty w kajdany król Persów rozpacza w nim nad swym losem, ale znajduje w sobie jeszcze dość sił, by stanąć do walki z wrogiem.

Ewa Podleś skończyła 60 lat, czego nie ukrywa, w końcu to był pretekst do ponownego spotkania z warszawska publicznością. Jej głos ma dzis dojrzałą siłę, ale i młodzieńczą giętkość, przepięknie brzmi w dolnych rejestrach, a w górze skali bez problemu sięga wysokiego „c”.

Na scenach świata Ewa Podleś pojawia się w nowych wcieleniach, które podczas urodzinowego koncertu zaprezentowała we fragmentach. Był brawurowy toast Orsiniego z „Lukrecji Borgii” Donizettiego, lament z kantaty „Aleksander Newski” Prokofiewa czy aria niewidomej matki Giocondy z opery Ponchiellego. Tą niedużą rolą podbiła kilka lat temu publiczność nowojorską publiczność Metropolitan.

Reklama
Reklama

Kulminacją wieczoru miała być Cyganka Azucena z „Trubadura”. W jej arii Ewa Podleś pokazała wzorzec verdiowskiego śpiewania, lecz zamierzony efekt popsuł dyrygent Michael Güttler. Popełniwszy błąd w prowadzeniu orkiestry nie dał szansy solistce zakończyć efektownie zaśpiewaną wysoką nutą.

Młody dyrygent, który wcześniej dał dowód tałentu choćby tym, że orkiestra Opery Narodowej zabrzmiała stylowo w muzyce Händla, poczuł się jak niegrzeczny chłopiec, który nabroił. Nie bardzo miał odwagę wyjść przed muzyków do ukłonów. Ewa Podleś nie zwracała na niego uwagi i po prostu poprawiła nastrój dodanym nadprogramowo brawurowym monologiem Madame de la Haltiére, czyli macochy z „Kopciuszka” Masseneta, w którym pokazała swój ogromny talent komediowy.

Na deser rozentuzjazmowana publiczność otrzymała stały bis Ewy Podleś – arię Izabeli z „Włoszki w Algierze”, zaśpiewana inaczej niż przed laty, ale z tą samą cudowną, rossiniowską lekkością.

Do tego niezwykłego wieczoru można dodać tylko czerwoną kartkę dla dyrektora Opery Narodowej Mariusza Trelińskiego za to, że kilka lat temu mając zapewniony udział Ewy Podleś w zaplanowanej już premierze „Trubadura”, skreślił ją, bo jego zdaniem to kiepskie dzieło. I tak warszawska publiczność ominęło niezapomniane, zapewne, przeżycie.

Zaczęło się standardowo, od Händla, którego muzyka dobra jest na rozgrzewkę, by nierozśpiewany głos nabrał giętkości. Aria podstępnego Polinessa z opery „Ariodanta” nie miała jeszcze mocy, siły i czaru, ale to była zaledwie zapowiedź tego, co się zdarzy.

Do Opery Narodowej przyszli ci, którzy Ewę Podleś znają i uwielbiają. Gdy tylko pojawiła się na scenie, powitali ją okrzykami. Ci, którzy dotąd nie mieli okazji posłuchać jej na żywo, zostali zauroczeni już od drugiego numeru, w którym pokazała arcymistrzowską klasę.

Pozostało jeszcze 81% artykułu
Reklama
plakat
Andrzej Pągowski: Trzeba być wielkim miłośnikiem filmu, żeby strzelić sobie tatuaż z plakatem do „Misia”
Patronat Rzeczpospolitej
Warszawa Singera – święto kultury żydowskiej już za chwilę
Kultura
Kultura przełamuje stereotypy i buduje trwałe relacje
Kultura
Festiwal Warszawa Singera, czyli dlaczego Hollywood nie jest dzielnicą stolicy
Materiał Promocyjny
Bieszczady to region, który wciąż zachowuje aurę dzikości i tajemniczości
Kultura
Tajemniczy Pietras oszukał nowojorską Metropolitan na 15 mln dolarów
Materiał Promocyjny
Jak sfinansować rozwój w branży rolno-spożywczej?
Reklama
Reklama