Reklama

Grupa Oregon zauroczyła publiczność Palladium brzmieniem i melodiami

Kwartet wirtuozów Oregon pokazał, w jak wyrafinowane brzmienia można ubrać łatwo wpadające w ucho melodie. Ich poniedziałkowy koncert w cyklu Era Jazzu przyciągnął do warszawskiego klubu Palladium wymagającą publiczność.

Publikacja: 05.03.2013 02:31

Grupa Oregon zauroczyła publiczność Palladium brzmieniem i melodiami

Foto: rp.pl, Marek Dusza Marek Dusza

Grupa wyruszyła 1 marca na europejskie tournée. - To dosyć męcząca trasa, przemierzamy busem tysiące kilometrów. Przedwczoraj graliśmy w Niemczech, dziś w Warszawie, a jutro wieczorem występujemy w Monachium - powiedział „Rz" Ralph Towner. Ale jestem szczęśliwy, że tu dotarliśmy, mamy tu wierną publiczność - dodał.

Zespół wykonał większość utworów z najnowszego albumu „Family Tree". A ponieważ płyta jest praktycznie niedostępna w Polsce, po koncercie do stoiska ustawiła się kolejka. Muzycy wyszli podpisywać swoje albumy i porozmawiać ze słuchaczami. Jak na muzyków o takim dorobku i niemałej sławie, byli bardzo cierpliwi i oddani swym fanom.

Gitarzysta Ralph Towner, saksofonista i oboista Paul McCandless, grający na instrumentach perkusyjnych Collin Walcott i kontrabasista Glen Moore utworzyli grupę Oregon w 1970 r. Grali najpierw eksperymentalną muzykę improwizowaną inspirowaną world music, jazzem i klasyką. Później w ich nagraniach zaczął dominować jazz. Po śmierci Walcotta i kilku zmianach składu, grają od 15 lat z tym samym perkusistą Markiem Walkerem. To on zmienił brzmienie zespołu dynamicznym stylem gry. Tym samym skłonił piszącego większość utworów Ralpha Townera do komponowania lżejszych, bardziej melodyjnych tematów.

Poniedziałkowy koncert w Palladium dowiódł, że Oregon nie stracił nic ze swej dawnej finezji w dobieraniu pięknych, akustycznych dźwięków. Dodał natomiast chwytliwe melodie i intensywny rytm perkusji czyniące w efekcie ich muzykę bardzo atrakcyjną dla szerokich kręgów słuchaczy. A jednak promotor Ery Jazzy Dionizy Piątkowski narzekał, że po raz pierwszy miał problem z zapełnieniem sali. Jego zdaniem zawiodła stała, jazzowa publiczność. Ale trudno się dziwić, jeśli koncert odbywa się w klubie Palladium. Oregon ceni na świecie także publiczność filharmoniczna i taka sala byłaby najlepsza. Czy by się zapełniła, to już problem promocji i popularyzacji takiej muzyki w mediach. - Oregon zawsze coś świętuje. Dla nas każdy dzień jest celebracją - powiedział Paul McCandless. Była to aluzja do wieku trzech najstarszych muzyków zespołu skwitowana śmiechem przez Townera. Poprzednio grupa świętowała w Warszawie swoje 40-lecie na festiwalu Jazz Jamboree. - Zagramy kompozycję Ralpha Townera „Creeper" napisaną specjalnie na nasz nowy album - powiedział oboista. Był to wzorcowy temat Oregonu z ujmującymi solówkami: McCandlessa na klarnecie basowym, Moore'a na kontrabasie i Townera na „frame guitar" czyli gitarze elektrycznej bez pudła rezonansowego.

Usłyszeliśmy też dwie nastrojowe kompozycje z poprzedniego albumu „In Stride". Wstęp do własnego utworu „Aeolus" zagrał na kontrabasie Moore, a potem kolejno dołączali pozostali muzycy: McCandless na saksofonie sopranowym, Towner wyjątkowo na fortepianie i instrumentach klawiszowych oraz Walker na perkusji. Zachwycająco zabrzmiała ballada Ralpha Townera „As She Sleeps".

Reklama
Reklama

Na koniec koncertu muzycy wykonali temat gitarzysty „Anthem". - Pierwszy raz zagraliśmy go z orkiestrą im. Czajkowskiego w Moskwie. Ralph napisał go w stylu piosenki z Europy Wschodniej - podkreślił Paul McCandless.

Chyba na żadnym z wcześniejszych koncertów w Polsce muzycy Oregonu nie wykorzystali tylu instrumentów. Możliwości zmiany nie miał tylko Glen Moore, ale jego kontrabas ma jedno z najpiękniejszych brzmień we współczesnym jazzie, co bez wątpienia potwierdził. McCandless zagrał na saksofonach: sopranowym i tenorowym, co jest rzadkością, sopranino, klarnecie basowym i oboju. Towner zmieniał gitary, korzystał z klawiatury elektronicznej i fortepianowej. Mark Walker wzbogacał brzmienie perkusji dodatkowymi „przeszkadzajkami".

Łatwość kreowania różnorodnych brzmień stanowi o atrakcyjności ich muzyki i stałej ewolucji stylu. A pomysłów na melodyjne kompozycje amerykańskim wirtuozom nie brakuje. Był też krótki utwór całkowicie improwizowany złożony z przypadkowo, a może właśnie celowo dobranych dźwięków.

To był pierwszy z ważnych koncertów jazzowych w tym roku w Warszawie i na pewno jeden z kandydatów do tytułu Jazzowy Koncertu Roku 2013.

Grupa wyruszyła 1 marca na europejskie tournée. - To dosyć męcząca trasa, przemierzamy busem tysiące kilometrów. Przedwczoraj graliśmy w Niemczech, dziś w Warszawie, a jutro wieczorem występujemy w Monachium - powiedział „Rz" Ralph Towner. Ale jestem szczęśliwy, że tu dotarliśmy, mamy tu wierną publiczność - dodał.

Zespół wykonał większość utworów z najnowszego albumu „Family Tree". A ponieważ płyta jest praktycznie niedostępna w Polsce, po koncercie do stoiska ustawiła się kolejka. Muzycy wyszli podpisywać swoje albumy i porozmawiać ze słuchaczami. Jak na muzyków o takim dorobku i niemałej sławie, byli bardzo cierpliwi i oddani swym fanom.

Pozostało jeszcze 83% artykułu
Reklama
plakat
Andrzej Pągowski: Trzeba być wielkim miłośnikiem filmu, żeby strzelić sobie tatuaż z plakatem do „Misia”
Patronat Rzeczpospolitej
Warszawa Singera – święto kultury żydowskiej już za chwilę
Kultura
Kultura przełamuje stereotypy i buduje trwałe relacje
Kultura
Festiwal Warszawa Singera, czyli dlaczego Hollywood nie jest dzielnicą stolicy
Materiał Promocyjny
Bieszczady to region, który wciąż zachowuje aurę dzikości i tajemniczości
Kultura
Tajemniczy Pietras oszukał nowojorską Metropolitan na 15 mln dolarów
Materiał Promocyjny
Jak sfinansować rozwój w branży rolno-spożywczej?
Reklama
Reklama