Występ Kurta Ellinga przyciągnął nadkomplet publiczności do kameralnej sali Impartu. Starania organizatorów o jego występ trwały kilka lat, aż wreszcie udało się pogodzić termin festiwalu Jazz nad Odrą z wypełnionym kalendarzem najlepszego od kilku lat jazzowego wokalisty we wszystkich możliwych ankietach i klasyfikacjach. Dziś wieczorem Elling zaśpiewa w Warszawie z okazji jubileuszu TVP Kultura, a wczoraj brylował we Wrocławiu.
Zaczął z wysokiego pułapu od „Come Fly With Me", standardu spopularyzowanego przez Franka Sinatrę. Czyżby chciał się zmierzyć z mitem wokalisty wszech czasów prezentując własną, oryginalną interpretację? Nie była aż tak daleka od wzorcowego wykonania Sinatry, by można uznać, że Elling przewyższył go w finezji czy sugestywności. Ale atutem bohatera piątkowego koncertu była współpraca z zespołem. Intrygujące instrumentacje, improwizacje muzyków i wokalisty odbiegają od klasycznego, jazzowego śpiewania. Dlatego Kurta Ellinga cenią za nowatorski styl i krytycy i publiczność. Bo wypełniającej szczelnie salę publice potrafił się przypodobać.
Najciekawsze były jego duety z gitarzystą Johnem McLeanem, perkusistą Kenrickiem Scottem i kontrabasistą Clarkiem Sommersem. Scott należy do najlepszych pałkerów współczesnego jazzu. Mieć go w zespole i nie wykorzystać jego inwencji, byłoby niewybaczalne. Dlatego Elling wyzwał go na pojedynek rytmiczny. Sam naśladował uderzenia pałek i szczoteczek w bębny i czynele, po czym Scott odpowiadał mu jeszcze bardziej zawiłymi podziałami rytmicznymi i kombinacjami uderzeń.
Ciekawie wypadł duet Ellinga z samym sobą, kiedy swoje wokalizy nakładał na siebie dodając jeszcze echo. Śpiewał standardy i własne kompozycje z najnowszej płyty „1619 Broadway – The Brill Building Project". Śpiewał Ellingtona i wzruszający prostotą temat „Nature Boy". Ale największe owacje wywołały jego próby śpiewania po polsku. Najpierw zmierzył się z piosenką „Me jedyne niebo" śpiewaną przez Annę Marię Jopek na płycie „Upojenie" z akompaniamentem Pata Metheny'ego. Dużo lepiej wypadła tradycyjna wieczorna modlitwa „Cichy zapada zmrok", również znana z „Upojenia". Czyżby tak Kurt Elling przygotowywał się do duetu z Anną Marią Jopek w TVP Kultura?
Długo wywoływany na bis brawurowo wykonał jeszcze dwie piosenki w tym „Lonely Avenue" potwierdzając, że jest teraz jednym z najlepszych wokalistów jazzowych. Trzeba jednak zauważyć, że wokalistyka jazzowa przeżywa kryzys wynikający z braku głosów na miarę Sinatry czy Elli Fitzgerald. A nowe pomysły na interpretację kierują wokalistykę w kierunku instrumentalnych wzorców improwizacji.