Tekst z miesięcznika "Uważam Rze Historia"
Oglądając filmy historyczne i kostiumowe, podziwiamy przede wszystkim piękne stroje i wnętrza. W pewnym momencie zadajemy sobie jednak pytanie: jak ludzie, nie mając współczesnych nam udogodnień, dbali o higienę i sprawy toaletowe? Na starych fotografiach rzucają się w oczy stylowe fryzury, widać bujne, długie, błyszczące włosy. I imponujące męskie wąsy. Gdyby jednak przyjrzeć się sprawie bliżej, dojrzymy pewien szczegół: włosy są klejone w jedną formę, bez odstających poszczególnych włosków. Była to zasługa różnego rodzaju pomad – bardzo tłustych substancji sporządzanych głównie z...wołowego szpiku z różnymi toaletowymi dodatkami – olejkiem migdałowym, rumem Jamajka czy olejem z pestek pigwowca. Ten ostatni ceniono szczególnie w pomadach służących do pielęgnacji okazałych męskich wąsów.
Możemy się domyślać, jak pozlepiane były takie włosy i jaki wydzielały zapach pod wpływem ciepła. Ze względu na ten właśnie mankament w 1863 r. „Tygodnik Mód i Nowości Dotyczących Gospodarstwa Domowego" oznajmił, że odchodzi się od stosowania pomad i „większa część dam pragnie koniecznie, aby każdy pojedynczy włos wyraźnie przedstawiał się oczom".
Polska słynęła – niestety nawet do początków XX wieku – z jednego z najwstrętniejszych nawyków higienicznych, czyli z niemycia i nieczesania włosów. Efektem był znany w Europie jako „warkocz znad Wisły" kołtun. Dotykał nie tylko nieświadomego prostego ludu, ale też zamożnych i dobrze wykształconych warstw. Krył się pod perukami i dopinkami eleganckich dam na salonach, wstydliwie ukrywał się pod chustkami panienek z dworków.
Plica polonica – kołtun polski – był wcale nierzadką przypadłością. „Zakaźna, samoistna choroba całego organizmu" – tak określał kołtun w 1815 r. profesor Józef Frank. Osoby chore na kołtun radził więzić, żeby nie zarażały, zakładać dla nich specjalne szpitale kołtunowe i kształcić kołtunowych specjalistów-medyków.