Miłość jak ze snu

Michel Gondry o „Dziewczynie z lilią", pokazanej w Karlowych Warach i w piątek wchodzącej do naszych kin.

Aktualizacja: 01.07.2013 16:17 Publikacja: 01.07.2013 02:09

Audrey Tautou i jej partnerzy Romain Duris (z lewej) oraz Omar Sy w „Dziewczynie z lilią”

Audrey Tautou i jej partnerzy Romain Duris (z lewej) oraz Omar Sy w „Dziewczynie z lilią”

Foto: kino świat

„Dziewczyną z lilią" wraca pan do młodości? Podobno powieść Borisa Viana „Piana złudzeń" była dla pana i dla wielu Francuzów książką kultową.

Zobacz galerię zdjęć


Michel Gondry:

Przeczy- tałem ją, gdy miałem 14 lat. I odtąd zawsze pobudzała moją wyobraźnię. Kiedy dostałem propozycję przeniesienia jej na ekran, pomyślałem: „Michel, spróbuj. We własnej głowie zrobiłeś to już wiele razy".

Problem w tym, że wielu widzów też ma swoją wizję tej książki.

Dlatego kręcąc film, czułem na sobie wielką odpowiedzialność. Ale rzuciłem się w pracę i powoli wyzwoliłem się ze strachu. Postanowiłem zwizualizować własne wspomnienie tej powieści. Powiedziałem sobie: „Przede wszystkim musisz pozostać sobą".

I jak to zwykle u pana bywa, film powstały według „Piany złudzeń" przypomina sen.

Niektórzy kładą się do łóżka i wpadają w czarną dziurę. A ja mam chyba w organizmie za mało tlenu, bo wszystko się we mnie kotłuje. Moje sny są mieszanką migawek pamięci i wyobraźni. Czasem widzę w nich coś, czego nie rozumiem. Wtedy myślę, co to może być. Kiedyś obudziłem się z przeświadczeniem, że nocą rozmawiałem przez komórkę z Charliem Chaplinem. Nie pamiętałem, o czym gadaliśmy, więc sobie to dopisałem. Wiele obrazów, jakie pokazuję na ekranie, zobaczyłem w snach.

Zobacz zwiastun filmu "Dziewczyna z lilią"

Robienie filmu staje się dla pana rodzajem terapii?

Wyrażanie siebie jest też uwalnianiem się od jakichś lęków. Ale potem jesteś narażony na oceny ze strony ludzi, których nie znasz. Czytasz recenzje, słuchasz opinii o swoim filmie, a jeśli twoja twórczość jest bardzo osobista, to jest trochę tak, jakbyś to ty był krytykowany. Dlatego trzeba mieć sporo odwagi, by publicznie się odkrywać. A mój rodzaj wyobraźni nie do wszystkich trafia. Kiedy widziałem, jak w Karlowych Warach ludzie wychodzili z pokazu „Dziewczyny z lilią", pomyślałem, że może ludzie nie chcą oglądać na ekranie chodzących dzwonków i ludzi myszy? Może pragną tylko realizmu i powinieneś przestać kręcić filmy? Ale potem ktoś podszedł i powiedział, że to było dla niego piękne i ważne. Czasem trzeba na swoją wrażliwość założyć pancerz.

Przy pierwszych filmach – „Wojnie plemników" i „Zakochanym bez pamięci" – miał pan tarczę w postaci pisarza Charliego Kaufmana.

A wie pani, niedawno myślałem, żeby napisać do niego e-maila i spytać, czy nie miałby dla mnie scenariusza. Jesteśmy podobni. Obaj lubimy budować narrację jak rosyjską matrioszkę. Jedną historię wkładamy w drugą i w następną, i w następną. Mamy też zbliżone poczucie humoru. On może jest większym pesymistą, ale ja to swoim optymizmem wyrównuję.

Optymizmem? „Dziewczyna z lilią" to smutna przypowieść o miłości, którą przerywa śmierć.

Znam taką sytuację. Kiedyś moja przyjaciółka zapadła na leukemię. Pokonała chorobę, ale pamiętam walkę o jej życie, chwile załamań, strach, desperację. I nadzieję, której zawsze szukam. W „Dziewczynie z lilią" sam fakt, że taka miłość może się zdarzyć, jest jej przejawem. Wiem, że dzisiaj ludzie kochają nowego Batmana, bo jest gorzki i przegrany. Ale mnie bardziej podobał się człowiek nietoperz Tima Burtona, bo przypominał herosa z dziecięcej bajki.

Dzięki „Dziewczynie z lilią" wrócił pan ze Stanów do Paryża. Gdzie powstanie następny film?

A jakie to ma znaczenie? Mieszkam w Nowym Jorku od dziesięciu lat, ale robiąc „Dziewczynę z lilią", dwa lata spędziłem głównie w Paryżu. Dzisiaj ludzie są mobilni, nie należą do krajów. Raczej do kultur. To jak z miłością. Nieważne, czy zakochujesz się we Francuzce, Amerykance czy Węgierce. Ważne, jak ta kobieta została wychowana, jaką ma wrażliwość, jakie wyznaje wartości. W sztuce trzymanie się kategorii „kraju" prowadzi do tworzenia schematów i karykatur. Co mam powiedzieć? Że w Nowym Jorku żyje się szybciej, a Paryż ma swoje artystyczne klimaty? Że w Ameryce podaje się ręce na powitanie, a we Francji całuje się w policzek? Nie szukam różnic. Interesują mnie podobieństwa. I wierzę, że najważniejsza jest wspólna wyobraźnia. Gdziekolwiek zatem nakręcę następny film, on i tak będzie mój.

—rozmawiała w Karlowych Warach Barbara Hollender

200 filmów w Karlowych Warach

„Dziewczyna z lilią" otworzyła tegoroczny festiwal w Karlowych Warach. Michel Gondry, reżyser o surrealistycznej wyobraźni, stworzył poetycką opowieść o miłości, przyjaźni, choro- bie i śmierci, ale też o chwili, gdy człowiekowi wali się życie.

Wspaniale zagrali Audrey Tautou, Romain Duris i Omar Sy. W konkursie głównym znalazło się 14 tytułów, a wśród nich „Papusza" Joanny i Krzysztofa Krauze. Ogółem na festiwalu zostanie pokazanych ok. 200 filmów w różnych sekcjach. Wydarzeniem pierwszych dni stał się „Killing Season" M.S. Johnsona. W rolach weteranów wojny w Bośni wystąpili tu Robert De Niro i John Travolta. Ten ostatni odebrał w Czechach Kryształowy Globus za wkład w światową kinematografię. —b.h.

„Dziewczyną z lilią" wraca pan do młodości? Podobno powieść Borisa Viana „Piana złudzeń" była dla pana i dla wielu Francuzów książką kultową.

Zobacz galerię zdjęć

Pozostało 97% artykułu
Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Kultura
Laury dla laureatek Nobla
Kultura
Nie żyje Stanisław Tym, świat bez niego będzie smutniejszy
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Kultura
Żegnają Stanisława Tyma. "Najlepszy prezes naszego klubu"