Książkę Stefana Żeromskiego swego czasu okrzyknięto skandaliczną i nazwano „pornografią". Czy dobry poczciwy Stefan, wykastrowany przez rzeszę polonistek, wymaglowany przez miliony uczniów mógł stworzyć coś niepoprawnego? Chęć poznania jego mrocznego oblicza wystarczy, aby sięgnąć po „Dzieje grzechu". Dawać pikantne fragmenty! Tekst jednak nie pozwala się łatwo zdobyć (w odróżnieniu od Ewy, głównej bohaterki). Najpierw czytelnik napotyka na opór materii: dwa grube tomiszcza, w dodatku bez ilustracji! Równie silny opór stawia język: gęsty, manieryczny, czyli mówiąc wprost – literackie gadulstwo. Nieco wytarły się szokujące sto lat temu sceny, w epoce „postmadziowej", dzieciobójstwo, którego dokonuje Ewa nikogo nie razi. Rozdarta sosno, zdradziecka brzozo, znamy to z „Pudelka"! Najbardziej perwersyjna jest chyba ślepa miłość głównej bohaterki do nieudanego antropologa Łukasza (tak, już za czasów Żeromskiego antropologia kultury była obciachem).