Philomena Lee, starsza pani o dobrotliwej twarzy, pokazuje córce stare, pożółkłe zdjęcie dwuletniego chłopca. To wielka tajemnica jej życia. Syn, którego urodziła 50 lat wcześniej. Gdy zaszła w ciążę, właśnie skończyła szkołę zakonną. Nie była mężatką. W Irlandii, w latach 50, nieślubne dziecko było powodem do wstydu i odrzucenia. Philomena zamieszkała w klasztorze w Roscrea. Tam przyszedł na świat Anthony. Takich dziewczyn jak ona schroniło się tam wówczas więcej. Pracowały za darmo w klasztorze, a swoje dzieci mogły widywać tylko przez godzinę dziennie. Ale trzyletniego Anthony'ego zakonnice sprzedały amerykańskiemu małżeństwu. Dziewczyna zobaczyła tylko przez ogrodzenie, jak jej dziecko odjeżdża czarnym samochodem. Gdy potem, jako dorosła kobieta, usiłowała syna odszukać, siostry nigdy nie udzieliły jej informacji. Zasłaniały się pożarem, podczas którego spłonęła cała dokumentacja. „Musisz cierpieć, to kara za grzech, za seks, którego się dopuściłaś" — syczy do niej jedna z zakonnic w filmie Frearsa.
W 2009 roku Philomena raz jeszcze, wspierana przez dziennikarza Martina Sixsmitha, podjęła próbę odnalezienia zabranego jej w młodości dziecka. Po wspólnej podróży do Stanów reporter napisał książkę. Tym ważniejszą, że takich przypadków było wówczas w Irlandii bardzo wiele.
Frears zrobił film o matczynej miłości, o poszukiwaniu własnych korzeni, o przeżytej tragedii, której nie da się zapomnieć.
— Cokolwiek stało się w przeszłości, do wyrównania krzywd potrzeba otwartości i uczciwości — mówi scenarzysta Jeff Pope. — Mam nadzieję, że ten film odegra swoją małą rolę.
W „Philomenie"Lee z Sixmithem jadą do Stanów, by odnaleźć Anthony'ego. Frears, choć opowiada o tragicznej historii, dzięki znakomitym dialogom, raczy widza sporą dawką humoru.