Metallica w 3d

"Through The Never" Metalliki w 3D to gwóźdź do trumny rocka – pisze Jacek Cieślak.

Aktualizacja: 01.10.2013 19:01 Publikacja: 01.10.2013 18:52

Metallica próbuje ratować się w filmie 3D monumentalnymi efektami. Ale zamiast opery mamy operetkę.

Metallica próbuje ratować się w filmie 3D monumentalnymi efektami. Ale zamiast opery mamy operetkę. Czas nagrać dobrą płytę

Foto: Forum Film

Fani heavy metalu powtarzają jak mantrę frazę „heavy metal nie rdzewieje".

Niestety: po obejrzeniu filmu „Throught The Never" węgierskiego reżysera Nimróda Antala nie ma wątpliwości, że gatunek odrodzony przez kwartet z Kalifornii zardzewiał jak gwóźdź w płocie, który trzeba rozebrać, a potem spalić.

Zobacz galerię zdjęć

Lek na depresję

Piszę o tym z przykrością, bo pamiętam, jak debiutancka energetyczna płyta Metalliki „Kill'em All" stała się lekiem na depresję stanu wojennego, z którą borykało się pokolenie ówczesnych nastolatków. Sfuzowane, grające unisono gitary Jamesa Hetfielda i Kirka Hammetta oraz perkusja Larsa Urlicha rozpędzająca muzykę z prędkością światła dawały tyle nadziei i energii co antysystemowe demonstracje 3 maja. Pamiętam wściekłość, gdy śmierć I sekretarza radzieckiej kompartii Jurija Andropowa sprawiła, że w Polskim Radiu odwołano premierę „Ride The Lightning". I entuzjazm, gdy kwartet z Ameryki przyjechał do Spodka w 1985 r., żebyśmy choć na chwilę, zapomnieli o szarym pejzażu PRL.

Także drugą dekadę działalności Metallica rozpoczynała ze swadą – kompozycją „Enter Sandman" i „Czarną Płytą". Radość jej słuchania łączyła się z pierwszymi latami wolności w nowej Polsce. Metallica stała się wtedy stałym bywalcem w naszym kraju. Do dziś należy do niej tytuł sprzedającego najwięcej płyt w Polsce zagranicznego zespołu. O tym, że kwartet nie odcinał kuponów również na początku trzeciej dekady grania, świadczy rewelacyjny, szczery aż do bólu dokument „Some Kind of Monster" – zapis rozpadu zespołu, ale i zbiorowej terapii, której się podjął, nagrywając z nowym basistą Robertem Trujillo niezwykle mocną płytę „St Anger".

Okazała się tak radykalna, że wielu z fanów ją odrzuciło. Grupa nie wytrzymała presji i kolejny album „Death Magnetic" rozpoczął najsłabszy etap w historii zespołu. W ostatniej dekadzie nagrał tylko dwie studyjne płyty, a koncerty opiera na starych hitach, co przypomina odgrzewanie starego kotleta i staje się niestrawne. Tak jak kolejne płyty CD i DVD live.

Kontrolowana eksplozja

Kiedy muzyczny świat obiegła wieść, że kwartet planuje nowy, fabularyzowany film w reżyserii Nimróda Antala, można było mieć nadzieję, że złapie nowy oddech. Tymczasem lepiej by było, gdyby „Through The Never" nigdy nie powstało. Znowu otrzymaliśmy zestaw tych samych, tyle że przepakowanych, hitów.

Rozpoczyna je temat „The Ecstasy of Gold" Ennio Morricone, ale ekstazy nie ma: Metallica przeistoczyła się w Midasa, który pragnąc zamienić wszystko, czego się dotknie, w złoto – pada ofiarą własnej pazerności.

Podobnie Nimród Antal. Zaczynał od ambitnych „Kontrolerów", aby zaprzepaścić swój talent przy produkcji sequelu idiotycznego „Predatora". Fabuły „Through The Never" pewnie sam nie byłby w stanie wyjaśnić. Robi wrażenie napisanej pod wpływem tej samej halucynogennej substancji, jaką połyka bohater filmu – członek ekipy technicznej Metalliki, wysłany po tajemniczą przesyłkę. Każda bzdura, która przyszła do głowy Nimródowi, znalazła się w filmie złożonym z dwóch planów – koncertu i rozwijającego się symultanicznie thrilllera. Gdy trwa show Metalliki, chłopak pada ofiarą wypadku samochodowego, ogląda zamieszki policji ze współczesną mutacją troglodytów. Potem, jeden z nich – jeździec w masce gazowej, gania młodzieńca między wieżowcami, wymachując smętnie kolejarskim młotkiem.

Gladiatorzy rocka

Oprawa koncertu Metalliki jest równie idiotyczna. Ekipa techniczna buduje na scenie betonowy pomnik Temidy, który w chwilę potem rozpada się, ale akurat tak zgrabnie, że głazy nikogo nie ranią. Pewnie dlatego, że są wirtualne.

Metallica, nie mając do zaprezentowania nic nowego, powtarza też suspens, jaki przygotowała z myślą o koncertach w latach 90. Wtedy, gdy emanowała świeżością, a sprzęt nagłośnieniowy mało co nie eksplodował od ilości decybeli – inscenizowanie serii zwarć i zagrożenia pożarem, z którym walczyli dyskretnie technicy sceny, miało sens. Nikt z fanów nie był pewien, czy to zabawa z ogniem czy realne zagrożenie. Z jednej strony obawiali się katastrofy, a z drugiej – magnetyzująca muzyka nie pozwalała opuścić koncertowej areny, czyniąc z widzów rockowych gladiatorów. Powtórzony po latach zgrany trik upodabnia Metallicę do starego cyrkowca, który bawi publikę z nadzieją, że widzowie cierpią na sklerozę. Scena, gdy Hetfield decyduje się kontynuować koncert pomimo wypadku dwóch techników, wypada niewiarygodnie i cynicznie.

Kompletnie pozbawione sensu są przemówienia gitarzysty, który przekonuje, że zespół poradzi sobie bez gigantycznej produkcji i może grać, tak jak trzy dekady, w warunkach garażowych. Gdyby tak było – niepotrzebny byłby cały ten cyrk z pożal się Boże sensacyjną fabułą. Najgorsze jest to, że dawni herosi rocka przypominają przebrzmiałe gwiazdy operetki. Prężą muskuły, ale to wyliniałe lwy. Widać gołym okiem, że między zespołem a fanami nie ma dawnej, szczerej i naturalnej, komunikacji.

Kiedyś Metallica i jej fani tworzyli żywiołowe, pełne szaleństwa widowisko. Kontestowali mieszczańską obyczajowość. Teraz stali się jej częścią. Obowiązująca na koncercie moda – wypicowane dżinsy, wyprasowane kurteczki i tatuaże z najnowszych żurnali mód – robią równie przygnębiające wrażenie co szkolne mundurki i korporacyjne garniturki. Znowu zwyciężył szablon.

Leśne dziadki

Problem nie dotyczy wyłącznie Metalliki. Jest przecież cała grupa leśnych dziadków, którzy poprzebierani w dżinsy i skóry podróżują po świecie, by przypomnieć sobie chwałę dawno minionych dni – Iron Maiden, Judas Priest i wielu innych. Prawda jest taka, że czas zniszczył metal jak rdza.

Fani heavy metalu powtarzają jak mantrę frazę „heavy metal nie rdzewieje".

Niestety: po obejrzeniu filmu „Throught The Never" węgierskiego reżysera Nimróda Antala nie ma wątpliwości, że gatunek odrodzony przez kwartet z Kalifornii zardzewiał jak gwóźdź w płocie, który trzeba rozebrać, a potem spalić.

Pozostało 95% artykułu
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Muzeum otwarte - muzeum zamknięte, czyli trudne życie MSN
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Program kulturalny polskiej prezydencji w Radzie UE 2025
Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kultura
Laury dla laureatek Nobla