Fani heavy metalu powtarzają jak mantrę frazę „heavy metal nie rdzewieje".
Niestety: po obejrzeniu filmu „Throught The Never" węgierskiego reżysera Nimróda Antala nie ma wątpliwości, że gatunek odrodzony przez kwartet z Kalifornii zardzewiał jak gwóźdź w płocie, który trzeba rozebrać, a potem spalić.
Lek na depresję
Piszę o tym z przykrością, bo pamiętam, jak debiutancka energetyczna płyta Metalliki „Kill'em All" stała się lekiem na depresję stanu wojennego, z którą borykało się pokolenie ówczesnych nastolatków. Sfuzowane, grające unisono gitary Jamesa Hetfielda i Kirka Hammetta oraz perkusja Larsa Urlicha rozpędzająca muzykę z prędkością światła dawały tyle nadziei i energii co antysystemowe demonstracje 3 maja. Pamiętam wściekłość, gdy śmierć I sekretarza radzieckiej kompartii Jurija Andropowa sprawiła, że w Polskim Radiu odwołano premierę „Ride The Lightning". I entuzjazm, gdy kwartet z Ameryki przyjechał do Spodka w 1985 r., żebyśmy choć na chwilę, zapomnieli o szarym pejzażu PRL.
Także drugą dekadę działalności Metallica rozpoczynała ze swadą – kompozycją „Enter Sandman" i „Czarną Płytą". Radość jej słuchania łączyła się z pierwszymi latami wolności w nowej Polsce. Metallica stała się wtedy stałym bywalcem w naszym kraju. Do dziś należy do niej tytuł sprzedającego najwięcej płyt w Polsce zagranicznego zespołu. O tym, że kwartet nie odcinał kuponów również na początku trzeciej dekady grania, świadczy rewelacyjny, szczery aż do bólu dokument „Some Kind of Monster" – zapis rozpadu zespołu, ale i zbiorowej terapii, której się podjął, nagrywając z nowym basistą Robertem Trujillo niezwykle mocną płytę „St Anger".