Rz: Coraz więcej jest we współczesnym kinie opowieści opartych na faktach. Życie pisze najbardziej dramatyczne scenariusze?
Danis Tanovic:
Niestety tak. Wiek XX niczego nas nie nauczył. Dramaty świata przeplatają się z wielkimi tragediami ludzi. „Senada" zaczęła się od reportażu w gazecie o dramacie Romki, której w bośniackim szpitalu odmówiono ratującej życie operacji, bo nie miała ubezpieczenia ani pieniędzy na opłacenie zabiegu. Gdyby nie oszustwo, jakiego dopuściła się jej rodzina, przedstawiając w kolejnym szpitalu cudze dokumenty, Senada by umarła. Byłem wstrząśnięty, pojechałem do wsi, w której mieszkali bohaterowie reportażu – trzy godziny jazdy samochodem od Sarajewa. Nazif i Senada to bardzo biedni ludzie, żyjący ze zbierania złomu. Chciałem nakręcić o nich dokument, pomyślałem, że jednak spróbuję opowiedzieć tę historię w filmie fabularnym, który ma większe szanse na przebicie się do widzów. Od początku wiedziałem, że muszę maksymalnie zbliżyć się do autentycznych wydarzeń. Dlatego namówiłem Nazifa i Senadę, żeby zagrali samych siebie.
Zgodzili się wrócić do traumatycznych chwil swojego życia?