Bo nie jest łatwo mówić przed kamerami. Ja mówię zawsze to, w co wierzę, a czasem chcę sprowokować los. I wiem, że dla wielu jestem beznadziejnie nudna i niewiarygodna. Powtarzam uparcie: człowiek jest dobry, trzeba sobie ufać, być życzliwym, uśmiechać się. Nie, nie jestem naiwną kretynką. Wiem, jaki świat jest. Kiedy prowadzi się fundację, przechodzi się przyspieszony kurs życia. Poznałam mechanizmy, które są przerażające. Wolałabym ich nie znać. Poznałam najsmutniejsze, najgorsze, ale także najpiękniejsze strony i oblicza człowieka. Bilans jednak wychodzi pozytywny. Jest takie przysłowie: uśmiech rodzi uśmiech, miłość rodzi miłość.
Ale Polacy – jak ktoś się do nich uśmiecha – myślą, że go wyśmiewają.
Wiem, wiem. Słyszałam: „Co się uśmiechasz, stara krowo?". Ale nie zawsze tak jest. Idę przez miasto, pada deszcz, uśmiecha się ktoś do mnie i od razu dzień jest słoneczny. Życie jest piękne, a każda chwila skarbem... Gdy ja to mówię, to twierdzą: głupoty gada, moralizatorka. Ale wiem, że to prawda. Pokazali mi ją cierpiący, umierający ludzie. To oni pokazali mi, jak jestem szczęśliwa i jak wspaniałe jest życie. Pod warunkiem że przestaniemy się opluwać i nienawidzić, bo na początku rozkręcanie spirali nienawiści daje pozór siły. Potem ta spirala zapętla się na szyi i dusi.
Proszę powiedzieć, co się dzieje w polskim teatrze, że tak dużo wokół niego agresji i złej energii.
Jest odbiciem rzeczywistości. Widzi pan, jak nerwowe, rozedrgane, agresywne są czasy. Trudno teraz zatrzymać człowieka, zafascynować, zainteresować tematem. Więc młodzi twórcy prowokują, szokują... Teatr też od tego jest. Ale przecież nadal w teatrze są wyspy i oazy poezji, wrażliwości, metafory, wyciszenia. W takim teatrze jest mi wygodniej. Gdy się jest młodym, to łatwo być agresywnym, łatwo jest prowokować, sprzedawać prywatność. Gdy się mało przeżyło – życie mniej boli. Jest mniej wspomnień, mniej bolesnych chwil. Natomiast jak się przeżyło dramaty, a ja przeżyłam straszne – kiedy mam je wywlekać na scenie, czego żądają młodzi reżyserzy, tworzyć z nich pożywkę dla sztuki, dla spektaklu, działa we mnie blokada. W moje prywatne życie z Wiesławem Dymnym wdzierało się przecież prawdziwe piekło. Byliśmy inwigilowani, telefon był ciągle na podsłuchu, robiono nam rewizje. Wieśka bito za opozycyjne poglądy, przesłuchiwano, internowano. Ale byłam młoda, miałam energię i odwagę nieświadomego strat i bólu człowieka, mówiłam sobie, że jestem aktorką, która gra w spektaklach Konrada Swinarskiego, Jerzego Jarockiego, Andrzeja Wajdy i czerpałam z tego siłę. Szłam, dzięki nim, przez te ciemne lata z dumnie podniesioną głową. I dlatego mam w sobie takie świętości, których za nic nie oddam w używanie nikomu. Nie dam sobie ich odebrać, wykorzystać w jakimś celu. Nie sprzedam siebie i własnej intymności. Nigdy w życiu. W takiej sytuacji muszę rezygnować z udziału w spektaklu. Mam takie prawo.
Tymczasem nowy teatr żywi się prywatnością i intymnością.
To są prowokacje, o których mówiłam. Niektórym są potrzebne. Ja mogę zrobić coś takiego raz, powiedzieć o czymś – natomiast nie będę tego powtarzać dla pieniędzy każdego wieczora. To niemożliwe. Każdy ma inną konstrukcję psychiczną. Najpierw jestem człowiekiem, który ma własne życie i intymny świat, a dopiero potem aktorką. Kocham teatr, dla sztuki mogę znieść wiele i przez całe życie to robiłam. To jest namacalny dowód na to, że wiem, na czym polega mój zawód. Poświęcałam się wielokrotnie. Ale są granice.
We Wrocławiu Krzysztof Garbaczewski, autor spektaklu „Poczet królów polskich", z udziału w którym pani zrezygnowała...
...nie chcę tego szczegółowo komentować, przynajmniej teraz. Atmosfera temu nie sprzyja. Wszyscy zauważyliśmy, że to, co mówią aktorzy Starego Teatru, jest wykorzystywane przeciwko teatrowi, a ja tego nie chcę. Kocham teatr, moich wspaniałych kolegów aktorów i nie chcę tego.
Ostatnio Krzysztof Garbaczewski przygotował we Wrocławiu spektakl na podstawie „Kronosa", czyli sekretnego dziennika Witolda Gombrowicza, w którym aktorzy piszą własne „Kronosy" – opowiadają o swoich demonach, rozwodach, seksoholizmie. Pani by w takim spektaklu zagrała?
O takich osobistych sprawach bym na pewno nie opowiadała. Ale pomyślałam sobie, że gdyby był spektakl, w którym mam bronić na przykład prostytutek – a znam kilka i wiem, jakimi są ludźmi – pewnie dałabym się na to namówić, sprowokować. Wtedy jednak nie grałabym siebie, tylko korzystałabym z wyobraźni, kreowałabym postać. Nie miałabym problemu, bo z różnymi ludźmi się utożsamiam. Prowadzę program z ludźmi chorymi i umierającymi. Też się z nimi utożsamiam. To są oczywiście moje bardzo osobiste wybory. To nie ma nic wspólnego z potępianiem teatru. Mówię o swoich dylematach: mogę czy nie mogę? Dam radę czy nie dam rady? Pamiętam, jak byłam w trudnej sytuacji życiowej, źle się czułam psychicznie i odmówiłam zagrania roli wielkiemu reżyserowi, bo wiedziałam, że nie jestem w stanie spełnić jego oczekiwań. Znam siebie.
Jest różnica między aktorstwem ?a ekshibicjonizmem?
Oczywiście! Mogę czerpać z własnych doświadczeń, ale muszę je przepuszczać przez filtr, przez postać. Nie ma zresztą innych źródeł inspiracji jak własne. Jako ludzie jesteśmy ograniczeni. Nigdy nie zrozumiemy do końca, co się dzieje w głowie drugiego człowieka. Własne doświadczenia to jest nasz jedyny faktyczny życiowy bagaż. Ale wyrywanie sobie flaków, opowiadanie o śmierci męża, żeby ktoś to – być może obśmiał, nie wchodzi w rachubę. To nie dotyczy zresztą tylko teatru. Podobnie jest w filmie. Ostatnio odrzucam wiele ról, choć oczywiście dostaję dużo mniej niż kiedyś, bo wiadomo, że dla sześćdziesięcioletnich bab nie ma wielu dobrych propozycji. Jest coraz więcej scenariuszy, pod którymi nie chcę się podpisywać. Nie zgadzam się z wizją, że świat jest zły, podły. Nie będę jej służyć. Jeżeli nie utożsamiam się z czymś, jeżeli w coś nie wierzę, jeżeli nie rozumiem po co – jak mam uczciwie grać?
Może nie rozumie pani świata młodych twórców?
Z zarzutem, że nie rozumiem młodych, się nie zgodzę. Uczę przecież aktorstwa, rozmawiam ze studentami, poznaję ich problemy. Obserwuję, jak wyrywają się do biegu przez świat, również ten internetowy, jak tam jest strasznie i kiedy czują się zmęczeni, sfrustrowani. Oczywiście nie nadążam w tym ich pędzie do przodu, to niemożliwe, ale stoję przy drodze, którą oni pędzą i czasem podaję im szklankę wody. Oczywiście, że musimy się różnić w naszych ocenach świata. Moim zdaniem nie jest taki straszny, jak go czasem widzą i pokazują. Ja też kiedyś nie wierzyłam do końca mojej mamie, gdy mówiła mi: uwierz, ludzie są dobrzy, a świat piękny. Teraz wierzę, że miała dużo racji, i staram się udowodnić, że jest tak, jak mówiła moja mama. I co? W kinie czy teatrze mam przekonywać, że wokół nas są sami zboczeńcy?
Może jednak zło dobrze się sprzedaje? A może oglądanie go na scenie i w kinie przynosi jakieś oczyszczenie, jest jak szczepionka?
Słyszę od młodych ludzi inne argumenty. Mówią: proszę pani, my chcemy zadebiutować, a to zło, które pokazujemy, jest ciekawe. To zwróci na nas uwagę. Pytam się wtedy: jak do jednego scenariusza można włożyć całe zło świata, Sodomę i Gomorę? Czasami robi mi się niedobrze po lekturze ?10 stron. Nie kalkuluję, ile na tym stracę – po prostu nie gram. Niestety, dla takich reżyserów jestem głupią romantyczką. No i dobrze! Jak coś robię, muszę to kochać, rozumieć, wiedzieć, po co to robię. To nie znaczy, że nie mogę zagrać kurwy, alkoholiczki, potwora... tylko to musi mieć sens.
Gra pani w „Orestei" Jana Klaty Klitajmestrę, która morduje męża.
Kocha i zabija. Jest pełna miłości i zemsty równocześnie. Zna przeznaczenie i klątwę bogów. Dzisiaj też grasują klątwy; choroby genetyczne, terroryzm. Janek Klata właśnie kluczem współczesnych zagrożeń odczytywał ten antyczny dramat. Próby były fascynujące. Na początku trudno mi było wejść w konwencję innych niż moje znaków, wideoklipów, stop-klatek, ale reżyser cierpliwie słuchał wszystkich wątpliwości, pytań aktorów, umiał przekonywać, przyjmował sugestie i propozycje. To jest tak precyzyjnie skonstruowane przedstawienie, że nawet jak się go rok nie gra, pamięta się każdy krok. Uwielbiamy grać to przedstawienie.
Jeśli nie wysłała pani jeszcze listu do Świętego Mikołaja, proszę powiedzieć, jaki by pani chciała dostać prezent pod choinkę?
Tyle mi jest rzeczy potrzebnych.
Proszę mówić.
Mój mąż wie, jaki ma mi krem kupić. Zamówiliśmy sobie już nowe materace, które nie zmieszczą się pod choinką... ale od anioła będą. Przez lata śpię na twardym, niby zdrowym na mój kręgosłup, bo była taka moda. Ale jestem po operacji barku i na tym twardzielu bardzo się męczę. Teraz idzie era nowych nocy... mam nadzieję.
Chciałabym na pewno dostać farby akrylowe, bo często coś tam maluję, i pisaki olejowe. Książek parę też by mi się przydało. Ale kupię je sobie sama. Dużo rzeczy mi jest potrzebnych, ale nie będę mówiła co, bo ludzie będę wiedzieli, czego mi brakuje, a muszą przecież myśleć, że ja mam wszystko. Ja muszę być szczęśliwa, zdrowa, piękna i bogata, prawda?
Taką musi pani grać rolę.
Całe życie gram. Mówiąc serio, nic mi nie potrzeba. Tylko zdrowia. Lubię sobie robić wszystko sama i nienawidzę chodzić po sklepach. W dużych sklepach w głowie mi się kręci. Wolę małe. Nie muszę też chodzić do restauracji, bo umiem gotować. Mama mnie nauczyła. Umiem ugotować nawet zupę z gwoździa. Naleweczki robię dobre. Oj, jakie dobre! Pigwóweczkę, żurawinówkę. Maluję buteleczki i mam na prezenty.
Sama sobie i innym jest pani Mikołajem.
A tak naprawdę nie mówię, jakie chciałabym prezenty, bo lubię być zaskakiwana. Umiem się cieszyć z niespodzianek.
Aktorka, która pomaga innym
Anna Dymna jest założycielką i prezesem Fundacji Mimo Wszystko, pomysłodawczynią Ogólnopolskiego Przeglądu Twórczości Teatralno-Muzycznej Osób Niepełnosprawnych Albertiana oraz Festiwalu Zaczarowanej Piosenki im. Marka Grechuty dla osób niepełnosprawnych. Prowadzi program „Anna Dymna – Spotkajmy się". Od początku kariery aktorskiej związana ze Starym Teatrem w Krakowie. Zagrała Dziewczynę w „Dziadach" Swinarskiego, Korę w „Nocy listopadowej" i Podstolinę w „Zemście" Wajdy, Anię w „Wiśniowym sadzie" Jarockiego, Zosię w „Weselu" i Ninę Zarieczną w „Dziesięciu portretach z czajką w tle" Grzegorzewskiego, Elektrę w „Orestei" Hübnera, Klitajmestrę w „Orestei" i Jeziorkowską w „Trylogii" Klaty. Znamy ją z filmów „Trędowata", „Znachor", „Kochaj albo rzuć", „Królowa Bona" , „Dolina Issy", „Śmierć jak kromka chleba", „Wiedźmin", „Stara baśń". —jc
.
.
Aktorka, która pomaga innym