Właśnie dlatego można z rozrzewnieniem wspominać czasy – co właśnie zaraz uczynię – gdy zdarzali się koledzy tak bardzo religijni, że bacznie studiowali przepisy kościelne, by znaleźć w nich interpretacyjną lukę umożliwiającą zabawę nawet w czasie postu.
Jeden z nich – pozdrawiam Cię, Witku drogi, tumanił wszystkich definicją zabaw hucznych w czasie postu zakazanych. W związku z tym, że zabawa huczna to taka zabawa, która wymaga orkiestry, polecał spotkania z alkoholem przy muzyce z płyt lub z taśmy. ZAiKS określa taką muzykę mianem mechanicznej. Też ładnie.
Nie samą muzyką człowiek podczas karnawału żyje. Już ksiądz Kitowicz zwracał uwagę na inne zjawiska w życiu Polaka, a choćby takie jak brak pohamowania w jedzeniu i piciu – w karnawale ostatecznie dopuszczalne.
Piszę o tym wszystkim, dygresyjnie, po sarmacku, by podzielić się obserwacją, być może innym znaną. Mam na myśli zwłaszcza bywalców barów. Bywając tam tylko od czasu do czasu, dałem się zaskoczyć barmanowi, który w Warszawie, na Nizinie Mazowieckiej, zaproponował mi ubota. Znawcy II wojny światowej pamiętają, że to niemiecka łódź podwodna. Dziś jednak inaczej atakuje. Ubot to kieliszek gorzałki zanurzony w kuflu piwa. Proszę uważać, bo bardzo groźny – nawet w samym środku karnawału.
Jacek Cieślak