Nikt chyba nie przypuszczał, że zespół uważany za żart, zwany grupą wirtualną, powiązaną z kreskówkowymi postaciami stworzonymi przez Jamie Hewletta w 1998 r. będzie mógł się pochwalić aż ośmioma albumami.
Tym samym lider Damon Albarn pod szyldem Gorillaz wydał tyle samo płyt, co z Blur, a trzeba do tego dodać trzy solowe i bardziej efemeryczne projekty.
Gorillaz jest najbardziej poręczne, ponieważ kiedy trzeba Albarn jako 2-D nie wychyla głowy ze studia, zapraszając do współpracy największe gwiazdy rocka lub sceny tanecznej. Ale kiedy ma ochotę – organizuje tournee, a było już ich siedem.
Szeroko formuła stylistyczna pozwala na łączenie rocka, popu, hip hopu i elektroniki, można wręcz uznać, że Gorillaz jest takiego stylu protoplastą. Tak uważa m. in. Billie Eilish. Z pewnością Gorillaz osiągnął większe sukcesy w Ameryce niż Blur, zaś w Wielkiej Brytanii dał w 2017 r. okazję do sensacyjnego spotkania z Noelem Gallagherem, dawnym antagonistą z Oasis i czasów najbrutalniejszej wojny britpopu.
Najpierw Albarn, pardon 2-D, zapowiadał kontynuację „Song Machine, Season One: Strange Timez” z 2020 r., tymczasem dostaliśmy opowieść stylizowaną na concept album. Jednak historia tajemniczej wyspy, na którą można dostać się tylko łodzią podwodną – jest potraktowana w luźny sposób. Na pewno wyspa jest miejscem szalonego kultu. Pewnie 2-D chciałby, żeby to był kult jego nowej płyty. Recenzje w anlosaskiej prasie są skrajnie różne, a to dobry album. Początek jest dynamiczny. Dostajemy przebojową kompozycję tytułową, muzyczny melanż disco i funky z falsetami w chórkami, a zaraz potem znakomity duet ze Stevie Nicks „Oil”, który inteligentnie nawiązuje do „Little Lies”. Albarn wykorzystał chłód śpiewu Nicks i coraz mocniej wprowadza partię syntezatora z jej hitu.