Przekraczanie granic gatunkowych pociąga polskich jazzmanów. Leszek Możdżer grywa więc w filharmoniach koncert Ravela, Krzysztof Herdzin nagrał niedawno płytę z legendarną londyńską orkiestrą Academy St Martin in the Fields. Teraz swe możliwości symfoniczne prezentuje Włodek Pawlik.
Takie wyprawy w klasyczne rejony mają wspólne cechy. Jazzowi muzycy poruszają się z reguły po sprawdzonym gruncie. Bazują na dobrze znanych wzorcach, unikają odważniejszych eksperymentów. To samo można powiedzieć o nowej płycie Włodka Pawlika „4 Works 4 Orchestra", choć pod pewnymi względami jest ona również zaskakująca.
Pawlik przedstawia tu cztery swoje kompozycje, przede wszystkim dwa koncerty – fortepianowy oraz wiolonczelowy, w którym solistą jest jego syn Łukasz. Oba mają tradycyjną, trzyczęściową formę, w których części skrajne są dynamiczne, środkowa – liryczna.
W koncercie fortepianowym główna zasługa kompozytora polega przede wszystkim na umiejętnym połączeniu dwóch skrajnych tendencji: neoromantycznej śpiewności spod znaku Rachmaninowa z motoryczną energią w stylu Prokofiewa. Ciekawsza i nie tak oczywista jest natomiast „Cellomania".
W tym utworze partia wiolonczeli wyłania się z orkiestrowego tła nie od początku, część środkowa jest popisem solisty grającego bez akompaniamentu. Natomiast w finale temat podany przez wiolonczelę podejmuje fortepian i oto klasyczny koncert wiolonczelowy stopniowo zaczynają wzbogacać elementy muzyki improwizowanej. W końcowej zaś partii „Cellomania" staje się pasjonującym muzycznym dialogiem ojca i syna. Łukasz Pawlik jako improwizujący wiolonczelista pokazuje zaś jazzowy temperament.