Już po premierze „Don Pasquale" Jerzy Stuhr wyznał: – W moim wieku wstyd się przyznać do debiutu, ale okazuje się, że nigdy nie wiadomo, co nas może jeszcze spotkać.
Na operowej scenie pojawił się późno, ale od razu w podwójnej roli: reżysera i Notariusza. Jako wykonawca potwierdził starą prawdę, że nie ma małych ról, są tylko mali aktorzy. Notariusz występuje w epizodzie, co Stuhrowi wystarczyło, by raz jeszcze błysnąć komediowym talentem. Musiał wszakże mieć tremę, bo w zaśpiewaniu kilku prostych kwestii zyskał za partnera gwiazdę nowojorskiej Metropolitan Mariusza Kwietnia.
Jedną z najzabawniejszych oper wszech czasów – „Don Pasquale" Donizettiego – wystawiono w Krakowie specjalnie dla Mariusza Kwietnia. Postać doktora Malatesty, który wystrychnął na dudka tytułowego bohatera, to jego popisowa rola. Kreował ją na różnych scenach świata, a najsłynniejsza jest inscenizacja z Metropolitan w 2006 r.
Nie warto wnikać, ile teraz w Krakowie wniósł sam w stworzenie tej postaci, na ile spektakl stworzył reżyser. Kwiecień lubi pracować z reżyserami, którzy go inspirują, Jerzy Stuhr uważa, że profesjonalizm wykonawców wyzwala w nim nową energię. Ze spotkania dwóch indywidualności powstał „Don Pasquale", który bawi widzów, choć to inscenizacja bardzo tradycyjna. A może świetna, bo została starannie wyreżyserowana? W dzisiejszym teatrze taki sposób podejścia do dzieła uznawany jest zaś za tradycyjny.
Jerzy Stuhr niczego nie uwspółcześnił. W „Don Pasquale" odnalazł to, co mu bliskie: ducha commedii dell'arte czy Moliera. I udowodnił, że nadal śmieszą żarty z bogatego starca, który poślubił młodą dziewczynę i potem tego gorzko żałował, więc oddał wybrankę siostrzeńcowi.