A „Po śniadaniu” ukazało się w styczniu.
Niemal w samym końcu roku kolejną dobrą książkę sprokurował permanentnie nominowany do Nike Zbigniew Kruszyński. „Ostatni raport” opowiada o agencie esbecji w swoim środowisku uważanym za wybitnego opozycjonistę. Wbrew pozorom nie chodzi tu o sprawę Maleszki.
Na Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni film „Rewers” zdobył wszystkie możliwe nagrody – poza tą za scenariusz. A należała się autorowi „Rien ne va plus”, której to powieści jeden z wątków rozrósł się do rozmiarów „Rewersu”. Ten, o dziwo, broni się w wersji papierowej, wcale nie przypominając jakże wielu „książek z filmu” mających z literaturą niewiele wspólnego. Tu – przeciwnie.
Skupiam się na prozie artystycznej, z której zauważyłbym też „Scenarzystę” Czesława Bieleckiego. Reszta godna wymienienia to już książki innego rodzaju: biografia Jacka Kaczmarskiego „To moja droga” Krzysztofa Gajdy, utrzymany w konwencji reportażu historycznego „Dwór w Kraśnicy i Hubalowy Demon” Aleksandry Ziółkowskiej-Boehm; wreszcie – w poezji bardzo dobry, zaskakujący tom Jana Polkowskiego „Cantus”. Powieści jak na lekarstwo, może przyszły rok będzie pod tym względem lepszy (Janusz Głowacki!)?
Wśród najgorszych książek, jakie przeczytałem w 2009 roku, bryluje „Taksim” Andrzeja Stasiuka. Pisarz udowodnił tu jedynie, że ma talent, za to kompletnie nic do powiedzenia. Żadnych refleksji, żadnych emocji. Michałowi Komarowi mało było sukcesów na polu eseistyczno-wywiadowczym, popełnił więc powieść. Miała być z lekka przeintelektualizowana, wyrafinowana, nieco frywolna. No, lekka niczym przepiórki w płatkach róży. Wyszło żylaste mięcho.