Po motto sięgnął do Goethego: "Kto poetę chce zrozumieć, musi pojechać do jego kraju". W "Chłopięcych latach" Coetzee mówił o dzieciństwie na południu Afryki, tam gdzie grzech współistniał z tym co niewinne. O budzącej się świadomości winy. W drugim tomie przypatruje się ojczyźnie z oddali - z Anglii, dokąd uciekł przed atmosferą nienawiści rasowej, przed wiszącym w powietrzu zagrożeniem rewolucją.
W kraju rządzonym przez Burów, na początku lat 60. ubiegłego wieku, skatowanie na śmierć czarnoskórego robotnika uchodziło farmerowi na sucho. Policja na oślep strzelała do tłumu rdzennych mieszkańców, którzy mieli czelność dopominać się swych praw. Południe Czarnego Lądu, w pewnej mierze za sprawą rosnących w siłę komunistów, przypominało beczkę prochu.
20-letni Coetzee gardził przemocą i opowiadał się przeciw rasowym podziałom, ale nie tylko dlatego zdecydował się opuścić Afrykę. Chciał wypłynąć na szerokie wody -znaleźć się w Europie, w którymś z jej kulturalnych centrów.
Paryż odpadł, bo chłopak zbyt kiepsko radził sobie z francuskim, Wiedeń nie miał już dawnego czaru, pozostał Londyn. Liczył, że tam rzuci się w wir życia i zakosztuje tego, co było udziałem wszystkich artystów przeklętych. Chciał pisać, poświęcić się literaturze bez reszty.
Coetzee bywa autoironiczny. Przyznaje - bezustannie marzył o tym, by choćby przez sekundę poczuć, jak to jest, gdy płonie się "świętym ogniem sztuki". Jak mantrę powtarzał frazę: "Cierpienie, obłęd, seks? trzy sposoby przyzywania świętego ognia". Dokonał skrupulatnego rachunku sumienia: "zwiedził już dolne rejony cierpienia, otarł się o obłęd; a co wie o seksie? Seks i twórczość idą ze sobą w parze, wszyscy przecież tak twierdzą, a on w to nie wątpi". Nie odniósł jednak imponujących sukcesów erotycznych, wszystkie doświadczenia wydały mu się błahe i w związku z tym musiał odpowiedzieć sobie na pytanie, czy aby na pewno nadaje się dopisania. Czy w ogóle ma prawo zajmować się sztuką. Autoportret noblisty ma też inny rys. Literacką spowiedź Coetzee traktuje poważnie i nie zataja prawdy.