Rz: Czym dla pana jest ten festiwal – realizacją ambicji, spotkaniem z ulubionymi jazzmanami?
Tomasz Stańko: Zawsze myślałem, że nie da się połączyć uprawiania muzyki z funkcją organizatora. Ale przyszło mi do głowy, że tworzenie takiego wydarzenia jest jak komponowanie, w którym może pomóc dobry partner. W tym wypadku jest nim moja córka, która nie tylko załatwia wiele spraw, ale także ma wyczucie artystyczne.
Drugi partner to Manfred Eicher, właściciel wytwórni ECM, która sprawuje muzyczny patronat nad festiwalem. Jest producentem i artystą, płyty do katalogu wytwórni wybiera jak klejnoty. Dziś producenci zarówno pełnią funkcje administracyjne, jak i tworzą sztukę. Właśnie tego połączenia chciałem spróbować. Festiwal to dla mnie dużo więcej niż układanie programu.
Pracę nad nim musi pan chyba zaczynać z dużym wyprzedzeniem. Zaprasza pan gwiazdy, a one są zwykle zajęte.
Przygotowania to improwizacja. O tym, kto wystąpi, decyduje też przypadek, wolny termin artysty. W podobny sposób komponuję – splot okoliczności wyznacza mi kierunek. Lubię różnorodność, jako jazzman i słuchacz, i zgodnie z tym dobieram repertuar.