Komponuję festiwal jak swoją muzykę

Tomasz Stańko, dyrektor artystyczny Jazzowej Jesieni w Bielsku-Białej

Publikacja: 22.11.2007 03:18

Komponuję festiwal jak swoją muzykę

Foto: Rzeczpospolita

Rz: Czym dla pana jest ten festiwal – realizacją ambicji, spotkaniem z ulubionymi jazzmanami?

Tomasz Stańko: Zawsze myślałem, że nie da się połączyć uprawiania muzyki z funkcją organizatora. Ale przyszło mi do głowy, że tworzenie takiego wydarzenia jest jak komponowanie, w którym może pomóc dobry partner. W tym wypadku jest nim moja córka, która nie tylko załatwia wiele spraw, ale także ma wyczucie artystyczne.

Drugi partner to Manfred Eicher, właściciel wytwórni ECM, która sprawuje muzyczny patronat nad festiwalem. Jest producentem i artystą, płyty do katalogu wytwórni wybiera jak klejnoty. Dziś producenci zarówno pełnią funkcje administracyjne, jak i tworzą sztukę. Właśnie tego połączenia chciałem spróbować. Festiwal to dla mnie dużo więcej niż układanie programu.

Pracę nad nim musi pan chyba zaczynać z dużym wyprzedzeniem. Zaprasza pan gwiazdy, a one są zwykle zajęte.

Przygotowania to improwizacja. O tym, kto wystąpi, decyduje też przypadek, wolny termin artysty. W podobny sposób komponuję – splot okoliczności wyznacza mi kierunek. Lubię różnorodność, jako jazzman i słuchacz, i zgodnie z tym dobieram repertuar.

Czy tworząc Jazzową Jesień, stawiał pan sobie cel edukacyjny?

Myślałem tylko o tym, żeby zrobić piękny festiwal. Edukować słuchaczy to pomyłka. Wystarczy dać im wyrafinowane, głęboko przemyślane wydarzenie muzyczne, ono obroni się samo.

Jaką publiczność udawało się dotychczas przyciągnąć?

Zainteresowaną ciekawymi projektami muzycznymi. Część przyjeżdża z zagranicy i z różnych stron Polski. Ale słuchacze z samego Bielska-Białej to publika wyrafinowana. W mieście odbywa się tyle znakomitych imprez! Tu po raz pierwszy grali w Polsce Marsalis i Garbarek. Tu odbywają się festiwale trzech wielkich kompozytorów – Pendereckiego, Góreckiego i Kilara. Byle czego prezentować nie można.

Apetyt takich słuchaczy będzie rósł. Jak wyobraża pan sobie przyszłość festiwalu?

Bielskie Centrum Kultury jest znakomitą instytucją i dzięki temu festiwal może się rozwijać. Program jest coraz bogatszy, zapraszamy ciekawe zespoły, wielkie nazwiska. Staram się też łączyć muzykę z innymi dziedzinami sztuki. W tym roku zorganizowaliśmy wystawę Małgorzaty Malinowskiej i Marka Kijewskiego, który zmarł kilka miesięcy temu. Kijewski był wielkim fanem jazzu, znał się na awangardowej muzyce tak dobrze, że wielokrotnie szokował mnie wiedzą o płytach, którymi interesują się wyłącznie fachowcy. Będą też filmy Mariusza Wilczyńskiego, który miał pokazy m.in. w nowojorskiej MoMA. Chcę, żeby festiwal stał się wydarzeniem multimedialnym.

Jedną z gwiazd tej edycji jest Bobo Stenson. Wielokrotnie razem graliście. Jesteście przyjaciółmi?

Pierwszy raz współpracowaliśmy na początku lat 90., znamy się dobrze i cenimy, to zresztą dotyczy wszystkich artystów ECM. Ale nie mam wśród muzyków stałych przyjaciół. Przyjaźnię się z zespołem, z którym aktualnie gram. Te więzi są może nawet silniejsze niż rodzinne. Jednak kiedy zmieniam skład, buduję nowe zażyłości. My, artyści, zawsze jesteśmy samotni, pochłania nas przede wszystkim sztuka, szalone idee.

Ale są przecież grupy działające dzięki wieloletnim przyjaźniom, takie jak Note Factory Group, z którą zagra w Bielsku-Białej Roscoe Mitchell.

To są freejazzmani z okolic Chicago, pracują ze sobą dużo i często.

Myślę, że charyzmatyczny Mitchell pełni tam rolę ojca duchowego, a między jazzmanami nie ma tradycyjnie rozumianych przyjaźni. Szanujemy się, dlatego Herbie Hancock może nazwać Wayne’a Shortera największym żyjącym muzykiem. Jednak artyści ustalają między sobą gradację, stosując kryteria inne niż krytycy i słuchacze.

Wyobraża pan sobie powstanie dziś takiej instytucji, jak założone m.in. przez Mitchella w latach 60. stowarzyszenie wspierające kreatywnych muzyków z Chicago? Czy teraz młodzi chcą działać wspólnie?

To stowarzyszenie przypomina koła twórców, a takie organizacje będą działać zawsze. W Polsce przykładem są grupy yassowe skupione wokół Tymona Tymańskiego. Przyjęły wspólny szyld dla swojej muzyki i zaznaczyły odrębność.

Szyld ECM stał się w świecie jazzu synonimem jakości, ale w popie i rocku muzycy starają się przerwać więzy łączące ich z wytwórniami. Coraz rzadziej mówi się o tym, co dobrego muzyk czerpie z współpracy z wydawcą.

Ja mam dobre doświadczenia, ale nie muszę pracować z molochami, takimi jak Warner czy Universal. W ECM aspekt finansowy jest ważny o tyle, że zapewnia niezależność właścicielowi, który – wolny od sponsorów i patronów – może być wierny własnemu gustowi. Eicher jest człowiekiem nowoczesnym i znalazł sposób, by w świecie przesyconym popkulturą sprzedawać, czasem w wielomilionowych nakładach, sztukę wysoką. Ze współpracy z takim wydawcą możemy czerpać prestiż i komfort, którego wielu jazzmanów nam zazdrości.

Rz: Czym dla pana jest ten festiwal – realizacją ambicji, spotkaniem z ulubionymi jazzmanami?

Tomasz Stańko: Zawsze myślałem, że nie da się połączyć uprawiania muzyki z funkcją organizatora. Ale przyszło mi do głowy, że tworzenie takiego wydarzenia jest jak komponowanie, w którym może pomóc dobry partner. W tym wypadku jest nim moja córka, która nie tylko załatwia wiele spraw, ale także ma wyczucie artystyczne.

Pozostało 91% artykułu
Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Kultura
Laury dla laureatek Nobla
Kultura
Nie żyje Stanisław Tym, świat bez niego będzie smutniejszy
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kultura
Żegnają Stanisława Tyma. "Najlepszy prezes naszego klubu"