Siedem dań z przypadku

Pociąg relacji Gdynia – Warszawa, do przedziału wchodzą dwaj marynarze, wrzucają swoje worki na półkę; ale po chwili sięgają po nie i wyjmują prowiant zafasowany na drogę: po pajdzie razowca, po kawale kiełbasy czosnkowej i po małosolnym, chrupiącym ogórku.

Publikacja: 12.01.2008 01:10

Siedem dań z przypadku

Foto: Fotorzepa, Bartlomiej Zborowski Bar Bartlomiej Zborowski

Nie mają serwetek, kiełbasy nie kroją, tylko gryzą, pozostali pasażerowie dostają ślinotoku.

Poligon w Morągu, obóz wojskowy studentów, po nocnym marszu w pełnym ekwipunku o 5 rano przywożą suchy prowiant – chleb ze smalcem; paniczyki z miasta odcinający zwykle tłuszczyk z szynki – pobiły się o dokładkę.

Kulig nad Narwią, dużo śniegu, mróz, za dużymi saniami kilka małych sanek, co chwila ktoś się wywraca, co chwila postój i po kieliszku miodówki (na gryczanym); na koniec sanna dociera pod dom dziadka Franciszka, a tam na trójnogu w żeliwnym saganie kipi grochówka; w innych okolicznościach powiedzieliby, że to paciaja – ale na mrozie połykali ją, mimo że parzyła.

Bretania, wrzesień, ciepło, po kąpieli w morzu chce się jeść, ale forsy na knajpę nie ma. Ubierają się, schodzą z plaży, siadają na kamiennym murku przy średniowiecznym kościele. Wyjmują z plecaka bagietkę, ostrygi w plastikowej torbie, cytryny i butelkę taniego białego wina. Rozkładają to na gazecie. Siorbią, mlaskają, sapią. Boże!, co za uczta!

Mazury, też wrzesień, też ciepło. Dwaj mężczyźni od rana zbierają grzyby. W południe, głodni, zachodzą do K. Ale knajpki pozamykane, już po sezonie; ale nie, jedna otwarta: – Nie ma schabowego, nic nie ma, mogę wam zrobić lina – mówi zażywna jejmość.

Po kwadransie przynosi wielką smażoną rybę, a na niej kawał roztapiającego się masła. Rozszarpali lina palcami, bez chleba.

Mężczyzna wędruje mazowieckimi polnymi drogami, inwentaryzuje stanowiska archeologiczne. Lato, gorąco, zaschło mu w gardle, sklepu we wsi nie ma (były kiedyś takie czasy); wchodzi do wiejskiego obejścia i prosi o wodę; gospodarz kiwa na niego, prowadzi do studni, kręci korbą, słychać, jak wiadro obija się o cembrowinę; wreszcie jest, wiadro pełne zimnej wody, a w nim butelki piwa! Tak dobrego nigdy potem nie pił, ani w Niemczech, ani w Czechach, ani w Belgii, ani w Anglii.

Żaglówka kotwiczy w zatoczce na Jeziorze Ryńskim, czerwiec, popołudnie, gorąco, załoga pluska się w zielonkawej wodzie; po kąpieli, wytarci, rozsiadają się leniwie na pokładzie; sternik wynosi z kabiny tabliczkę czekolady z orzechami, szklaneczki po musztardzie sarepskiej i różowe wino – takie chwile przeżywali bogowie na Olimpie. Co łączy wszystkie te wspomnienia? Dwie rzeczy: Prostota spożywanych darów bożych oraz okoliczności tego spożywania, które pewna leciwa dama urodzona w Rydze w 1897 roku wpajała autorowi od urodzenia: „Najlepszym kucharzem jest głód i pragnienie”.

Nie mają serwetek, kiełbasy nie kroją, tylko gryzą, pozostali pasażerowie dostają ślinotoku.

Poligon w Morągu, obóz wojskowy studentów, po nocnym marszu w pełnym ekwipunku o 5 rano przywożą suchy prowiant – chleb ze smalcem; paniczyki z miasta odcinający zwykle tłuszczyk z szynki – pobiły się o dokładkę.

Pozostało 88% artykułu
Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Kultura
Laury dla laureatek Nobla
Kultura
Nie żyje Stanisław Tym, świat bez niego będzie smutniejszy
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kultura
Żegnają Stanisława Tyma. "Najlepszy prezes naszego klubu"