Stoi dumnie i ostentacyjnie, niczym pion na kaflowej szachownicy, pod lustrem secesyjnym i szklaną umywalką. Stolik a` la Ludwik Filip. Wraz z bijącą w oczy soczystą czerwienią glazury hipnotyzuje i ponoć sprawia, że przed zwierciadłem kobiety czują się jak Alicja w krainie czarów. – To wnętrze kawalerskie – stwierdza z werwą gospodarz. Wskazując na przeogromną otwartą kabinę prysznicową, która jest w stanie ugościć gromadę biesiadników, dodaje: – Znajomi żartują, że tu zawsze będzie finał.
Z drugiej strony, za kurtyną intymności, stoi romantyczna głęboka wanna.
Właściciel – Paweł Rosół, architekt i projektant wnętrz, wymyślił wszystko sam. Wcześniej wyburzył kilka ścian, by dwukrotnie powiększyć łazienkę. Bo jak uważa, tylko ludziom bez wyobraźni łazienka może kojarzyć się jedynie z pomieszczeniem utylitarnym czy wręcz sanitarnym. Tutaj, w 70-metrowym, trzypokojowym mieszkaniu w podwarszawskich Łomiankach, łazienka jest oazą, perełką, oczkiem w głowie gospodarza. Oprócz, oczywiście, baru.
Kiedy rok temu w sylwestra się wprowadzał, obiecał sobie, że to będzie dom otwarty, gościnny. – Coś w rodzaju domowej oberży dla moich kompanów – mówi.
Stąd w otwartej kuchni połączonej z salonem szeroki bar wykonany z drzewa orzechowego canaletto. – Czerwień z szarością i brązem gra – stwierdza przekornie, siedząc na kiczowatym, fluorescencyjno-czerwonym chińskim siedzisku kupionym na Allegro. Sceneria jakby wzięta z planu Quentina Tarantino.