– Kiedy Bernadetta Matuszczak przyniosła partyturę nowej opery, zresztą z dedykacją dla mnie, powiedziała, że napisała dzieło swojego życia. I rzeczywiście miała rację – opowiada dyrektor WOK Stefan Sutkowski.
W losach poprzednich scenicznych utworów kompozytorki odbijają się perturbacje, jakich doświadczają wszyscy współcześni polscy twórcy próbujący pisać dla teatru operowego. Nawet jeśli inscenizacje ich dzieł – tak jak w przypadku Bernadetty Matuszczak – zyskują uznanie.
Związki z Warszawską Operą Kameralną Bernadetta Matuszczak rozpoczęła od monodramu „Pamiętnik wariata” według Gogola w 1978 r. Przedstawienie było grane z powodzeniem w kraju i za granicą, ale musiało zakończyć żywot, gdy zrezygnował wykonawca głównej roli Jan Młodawski. Znalezienie następcy okazało się niemożliwe.
„Prometeusz” (1986) znacznie krócej utrzymał się w repertuarze, gdyż Warszawska Opera Kameralna nie była w stanie przechowywać dekoracji do tego przedstawienia.
– Nasze magazyny mieściły się w zabytkowych stajniach szwoleżerów na Powiślu – wyjaśnia Stefan Sutkowski. – Ówczesne władze stolicy postanowiły je wyburzyć i musieliśmy przenieść się do stodół w Łomiankach. Po pierwszej śnieżnej zimie scenografia „Prometeusza” nie nadawała się do użytku.