Latynoski mistrz gitary na pewno rozmawiał przed warszawskim koncertem z aniołami, bo to zawsze ma w zwyczaju. Tym razem jednak prosił je chyba o to, by przerwały burzę nad stolicą. Udało się! A gdy już wyszło słońce, krótkim filmem piętnującym przemoc i prześladowania polityczne wezwał nas do nowego spojrzenia na świat.
Muzyka nie jest dla niego tylko zabawą. To modlitwa o pokój. Odmawiał ją poczynając od zapowiedzi latynoskiego „Jingo”. Na telebimach tańczyli Indianie z Amazonii. Na scenie lidera wspierali muzycy grający na marakasach i przeszkadzajkach – chyba całe plemię! A gitara brzmiała słodko. Soczyste, gęste dźwięki płynęły z gryfu strumieniami, tworzyły kaskady i wodospady – niezapomniane pejzaże latynoskiej muzyki, charakterystyczne tylko dla mistrza Carlosa.
Powodem do rozczarowania mogły być dla niektórych partie wokalne. Od dziesięciu lat w nagraniu sesyjnych albumów oraz koncertowych DVD towarzyszą gitarzyście gwiazdy – Lauryn Hill, Rob Thomas, Chad Kreoger czy Eric Clapton. Na takim koncercie, jak ten w Warszawie, nikt ze sław się nie pojawia. Gdy rozpoczęło się „Life Is For Living”, na scenę z mikrofonem wybiegł wokalista, który radził sobie z piosenką, ale nie pokazywał nic specjalnego.
Nie musiał. Wystarczył Santana. Grał repertuar z pierwszych płyt i zachowywał się jak w Woodstock przed 40 laty – z gitarą w dłoniach, a wyglądał, jakby tańczył z wierzgającym, oszalałym wężem. Ani chwili nie dawał gryfowi wytchnienia: pochylając się nad nim, zaklinał go spojrzeniem i z prędkością światła przebierał palcami po strunach instrumentu. W studio ostatnimi czasy musi ulegać producentom – na scenie znowu może być sobą. Szamanem elektrycznych brzmień.
Słyszeliśmy kolejne utwory, ale ich motywy były tylko pretekstem do szalonych popisów, które wzmacniały organy Hammonda, bateria kongasów i trąbki. Santana ukrył twarz za rondem kapelusza i wielkimi okularami, ale grał z sercem na dłoni, najszczerzej i najlepiej jak tylko potrafił. Muzyka była wyznaniem miłości do świata i ludzi, aktem afirmacji życia. Sprawiała, że kula ziemska zaczęła wirować szybciej niż zwykle.