Jest pani właśnie w USA. Jaki jest powód tej wizyty za oceanem, czyżby nagrywała pani nową płytę?
Aga Zaryan: Latam do Stanów dosyć regularnie, często w momencie, w którym chcę się znowu zainspirować. Na ogół czas spędzam w Nowym Jorku, choć akurat teraz udało mi się na parę dni uciec z Wielkiego Jabłka. Spędzam czas głównie na plaży, wyciszam się. Doczekałam się prawdziwych, długo oczekiwanych wakacji, choć to tylko dwa tygodnie. Głównie jednak lubię odwiedzać mekkę jazzu. Chodzę na koncerty, spotykam dawnych znajomych i pracuję nad nową płytą, którą zacznę nagrywać w Warszawie już we wrześniu.
Dlaczego swą drugą płytę „Picking Up the Pieces” nagrała pani właśnie w Ameryce? Czyżby tam było łatwiej o dobre studio, świetnych muzyków, czy chodziło o prestiż?
Nie chodzi o prestiż. Płytę nagrywałam z moim wieloletnim przyjacielem, wspaniałym kontrabasistą Darkiem Oleszkiewiczem, wybitnym wirtuozem gitary Larrym Koonsem i magicznym perkusjonistą Munyungo Jacksonem. Wszyscy mieszkają w Kalifornii, więc łatwiej było mi przylecieć do nich na próby, koncerty i nagrania, niż sprowadzać ich do Polski. Przy okazji uciekłam przed długą polską zimą, bo w Kalifornii prawie zawsze świeci słońce. Muzycy, z którymi pracowałam, są wspaniali, ale nie znaczy to wcale, że nie można nagrać dobrej płyty w Skandynawii czy Polsce.
Niedawno, z okazji rocznicy powstania warszawskiego, ponownie wystąpiła pani z programem z płyty „Umiera piękno”, i to w kilku miastach. Skąd wziął się pomysł nagrania albumu z poezją powstańczą i jak przebiegała praca nad nim?