Nie zamierzam wyjechać z Nakła

Rafał Blechacz zaprzecza, że nie lubi wywiadów, zdradza pomysł na kolejne studia i przedstawia nową płytę z sonatami wiedeńskich klasyków. Światowa premiera w piątek.

Aktualizacja: 01.10.2008 10:51 Publikacja: 30.09.2008 20:17

W dniu premiery płyty Rafał Blechacz będzie występował w Nowym Jorku

W dniu premiery płyty Rafał Blechacz będzie występował w Nowym Jorku

Foto: Deutsche Grammophon, Felix Broede Fel Felix Broede

Jaki jest dzisiaj Rafał Blechacz, trzy lata po sukcesie na Konkursie Chopinowskim?

Rafał Blechacz:

Na pewno czuję się pewniej na estradzie, gdyż mam większe doświadczenie koncertowe. To nie jest rutyna, ale swoboda w prezentowaniu pomysłów. Prywatnie chyba się nie zmieniłem. Cały czas tak samo ważne dla mnie jest, by wykonywać swój zawód jak najlepiej, dzielić się pięknem muzyki z innymi.

Dziennikarze nadal oblegają pana tak jak po konkursie?

Zdarza się, zwłaszcza gdy wychodzi nowa płyta, chociaż uchodzę za osobę, która udziela mało wywiadów. Nie wiem dlaczego, bo mam świadomość, że każdy potrzebuje dziś reklamy. Potrafię jednak chronić swoją prywatność. Gdy ktoś staje się zbyt natarczywy, staram się tak pokierować rozmową, by dotyczyła tego, co w moim życiu rzeczywiście ważne, przede wszystkim muzyki.

A Nakło jest wciąż pana domem?

Zdecydowanie tak i bywam w nim coraz częściej. Bezpośrednio po konkursie musiałem wykorzystać szansę, jaką dało mi zwycięstwo. Mogłem się pokazać w najważniejszych miejscach w świecie, ale i musiałem się dostosować do proponowanych terminów. Teraz pozwalam sobie na pewien oddech.

Wie pan jednak, że to nie sztuka zagrać raz w prestiżowych salach. Sukces przychodzi wtedy, gdy można do nich wrócić.

Otrzymałem kolejne zaproszenia, co więcej, potrafię je dopasować do mojego rytmu pracy. W ostatnich trzech latach starałem się nie dawać więcej niż 40 koncertów w ciągu roku. Myślę, że w najbliższej przyszłości będzie ich nawet nieco mniej, chcę znaleźć czas na naukę. Studia w Akademii Muzycznej skończyłem co prawda w maju zeszłego roku, ale postanowiłem zająć się filozofią i historią sztuki. Na razie są to indywidualne spotkania, wykłady i rozmowy z różnymi profesorami. Ciekawi mnie fenomenologia, m.in. teksty Romana Ingardena. Nie wykluczam możliwości podjęcia studiów na którymś z uniwersytetów. Nie potrafię jednak określić, kiedy byłoby to możliwe.

Ktoś panu pomaga w planowaniu, doborze repertuaru?

Zdaję się na siebie, gdyż to ja wychodzę na estradę. Wiem, w czym czuję się najlepiej, a nad czym muszę pracować. Jako laureat Konkursu Chopinowskiego mogę się jednak spotykać z najwybitniejszymi artystami, ostatnio na festiwalu w Salzburgu rozmawiałem z Maurizio Pollinim. Możliwość poznania doświadczeń największych pianistów jest bezcenna, podobnie jak dyskusje z wybitnymi dyrygentami przy okazji wspólnych występów. Ich opinie pomagają mi w podejmowaniu decyzji.

Krystian Zimerman twierdzi, że przez pierwsze lata po zwycięstwie w Konkursie Chopinowskim popełnił dużo błędów. Pan nie powiedziałby tego o sobie.

Na razie chyba wszystko dobrze się toczy. Krystian Zimerman opowiadał mi o swoich doświadczeniach, przestrzegał przed złym doborem występów czy natrętnymi mediami, radził, bym nie uległ komercjalizacji. Bardzo mi pomógł, ale też pamiętam, że świat się zmienia, media odgrywają inną rolę niż 30 lat temu. Zatem i moja sytuacja jest nieco inna niż Krystiana Zimermana wtedy.

Chce się pan pozbyć etykiety: specjalista od Chopina?

On był i będzie mi bliski, ale sądząc po ostatnich reakcjach na moje koncerty, częściej już bywam postrzegany jako pianista, który potrafi grać utwory różnych kompozytorów. I jak można było przeczytać w recenzjach po niedawnych występach, to się podoba.

Czyta pan recenzje?

Czasami, bo umieszczam ich fragmenty na swojej stronie internetowej. Nie można się całkowicie odizolować, jak udało się to podczas Konkursu Chopinowskiego, kiedy nie oglądałem telewizji, nie słuchałem radia, nie zaglądałem do gazet. Warto znać reakcję ludzi, przecież dla nich gram.

Na nowej płycie umieścił pan sonaty Haydna, Mozarta i Beethovena. To był pana pomysł?

Tak. Styl klasyczny odgrywa ważną rolę w moim repertuarze i wpłynął na to, jak interpretuję Chopina. Pomaga mi ominąć czasami stosowaną tendencję w interpretacji jego utworów, charakteryzującą się przeromantyzowaniem tej muzyki. Mam świadomość, że to właśnie utwory klasyczne były dla młodego Chopina źródłem do rozwijania własnego, indywidualnego stylu. Kiedy przygotowywałem się do międzynarodowych konkursów w Bydgoszczy i Hamamatsu w 2002 i 2003 roku, grałem właśnie dużo utworów Bacha czy wczesnych sonat Mozarta i Beethovena.

Nagranie płyty to przyjemność czy obowiązek?

Przede wszystkim ciężka praca, ale można w niej znaleźć przyjemność. Powstawaniu tej płyty towarzyszyła radość także dlatego, że po raz drugi spotkałem się z tą samą ekipą realizatorów. I chyba jej nie zmęczyłem. Nie nagrywam po 20 wersji, mnie na ogół wystarcza pięć. Po kilku dniach przesłuchuję i wybieram najlepszą. Zawsze gram dłuższe partie utworu, by wytworzyć atmosferę, jaka zdarza się podczas koncertu. Mnie to dopinguje, pozwala zapomnieć, że jestem w studiu.

Będą kolejne płyty?

Latem przyszłego roku nagram oba koncerty Chopina. Dokładnej daty premiery albumu jeszcze nie ma, ale będzie związana z obchodami Roku Chopinowskiego w 2010 roku. Niedawno przedłużyłem kontrakt z firmą Deutsche Grammophon, planów mam więc wiele, choć kolejne płyty będą się ukazywać nieco rzadziej. Po koncertach Chopina najprawdopodobniej wydam dwie solowe, a dopiero trzecią z orkiestrą.

Czy jest szansa, że w najbliższym czasie zagra pan w Polsce?

W marcu 2009 roku z Orkiestrą Filharmonii Narodowej w Warszawie. Częściej natomiast będzie można mnie usłyszeć w Polsce podczas Roku Chopinowskiego.

To naprawdę zaskakująca płyta. Nobliwych klasyków słucha się z niekłamaną przyjemnością, a Rafał Blechacz gra w sposób niezwykły. Te utwory wykonywał jeszcze przed Konkursem Chopinowskim i były to interpretacje efektowne pod względem technicznym, interpretacyjnie jednak typowe dla uczącego się dopiero studenta. Minęło kilka lat i oto słuchamy sonat Haydna, Beethovena i Mozarta w wykonaniu artysty, który wie, co chce osiągnąć.

Rafał Blechacz nie należy do pianistów, którzy za wszelką cenę pragną być oryginalni, on szanuje klasyczną formę sonaty, ale jednocześnie wie już o niej tak dużo, że potrafi wycisnąć na niej indywidualne piętno. Udowadnia zatem, że w muzyce trzech wiedeńskich klasyków obecny jest już cień nadchodzącego romantyzmu. Przede wszystkim odkrywa słuchaczowi bogactwo brzmień, dowodząc konsekwentnie, że w utworach fortepianowych każdy z tych kompozytorów zapisał własne doświadczenia z muzyką kameralną, symfoniczną czy operową. Dlatego właśnie w interpretacjach Blechacza jest bogactwo niuansów, a nawet kontrastów. To pełna mło-dzieńczej radości, a przecież dojrzała płyta artysty.

Jaki jest dzisiaj Rafał Blechacz, trzy lata po sukcesie na Konkursie Chopinowskim?

Rafał Blechacz:

Pozostało 99% artykułu
Kultura
Program kulturalny polskiej prezydencji w Radzie UE 2025
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Kultura
Laury dla laureatek Nobla
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kultura
Nie żyje Stanisław Tym, świat bez niego będzie smutniejszy