Bawią się jak dzieci – radośnie, bez zahamowań i bez rutyny. Tym razem skonstruowali wspaniały wehikuł czasu. Można do niego wsiąść na ślepo – ich talent na pewno zawiezie we właściwą stronę.
Bracia cofnęli się o jakieś 20 lat, do czasów swych młodzieńczych fascynacji, gdy królował zespół Iron Maiden, a dziewczęcy stanik był tajemniczą relikwią. Z przymrużeniem oka sięgają do własnych biografii, prowadzą zabawną grę dźwięków i wspomnień.
Tytuł „Heavi Metal” oddaje nie tyle muzyczną stylistykę albumu (choć jest tu kilka ostrych i głośnych wstawek), ile jego atmosferę – heavy metal to termin przechodzony, może nawet nieco obciachowy, ale właśnie w nim zamknięte są wielkie emocje. Bo kiedy, jeśli nie przed maturą, kocha się muzykę na śmierć i życie?
Poza upragnionymi płytami dla chłopaków liczyły się, oczywiście, dziewczyny. Niektóre, jak ta z „Wiosny ’86”, wryły się w pamięć na zawsze. Wciąż zraniony Fisz sączy z goryczą: „Widziałem cię z innym chłopcem, mówiłaś, że jedziesz na wakacje. Widziałem cię z innym chłopcem, co długie miał włosy jak dziewczyna. Mówiłaś mi, że się brzydzisz, on bluzkę ci rozpinał”. Ofiarą damskiego uroku nie zawsze pada się indywidualnie, czasem mężczyźni cierpią masowo. „Najpiękniejsza kobieta w mieście” działała na wyobraźnię chłopców i całkiem dojrzałych panów, tęskniły za nią bloki, ba – całe osiedla, ulice tonęły we łzach. Utwór kończy fortepianowe solo – smutne i melancholijne, jak w „Jej portrecie” Nahornego.
Z zupełnie innych powodów obiektem męskich westchnień była „Pani Bum Bum” – „eksbarowa ćma, która może udzielić lekcji młodym damom, jak bez większej promocji sprzedać swoje ciało”. Kto odważył się zapukać do jej drzwi, musiał być finansowo przygotowany – płatności przyjmowała w gotówce, a ceniła się wysoko.