Tym razem pseudonim nie ma większego znaczenia. Wcześniej i owszem – The Fireman firmował projekty McCartneya przygotowane z Youthem z grupy Killing Joke, znanym z produkcji nagrań Depeche Mode. W czasach, kiedy królowała elektronika, McCartney miał ochotę odsapnąć od brzmień gitarowych, a i przypodobać się młodszym słuchaczom. Tak powstały m.in. albumy "Strawberries Oceans Ships Forest" (1993) i "Rushes (1998)".
Teraz jednak nawiązanie do dawnego szyldu jest bałamutne: płyta poza przestrzennym brzmieniem niewiele ma wspólnego z muzyką elektroniczną. Ale nie miejmy oto pretensji. McCartney chciał się wyżalić, wyładować stres wywołany rozwodem z drugą żoną Heather Mills, która, jak się okazało, była przed laty damą do towarzystwa arabskich szejków i modelką porno. Dziś już nikt nie dojdzie, jakie były, poza przeszłością Mills, przyczyny rozwodu, choć ona utrzymywała, że agresja McCartneya i jego uzależnienie od marihuany.
Sprawę zakończył sąd, orzekając wypłacenie dla rozwódki odszkodowania w wysokości 24 mln funtów, co dla najbogatszego na świecie artysty nie jest pewnie problemem. A radość z odzyskanej wolności widać wżyciu zawodowym i prywatnym. W mijającym roku dał koncerty w Izraelu, Kijowie i rodzinnym Liverpoolu, który był europejską stolicą kulturalną. Niedawno zapowiedział nagrania z Bobem Dylanem i oznajmił światu, że w archiwach bitelsów znajduje się nieznany 14-minutowy eksperymentalny utwór "Carnival of Light" z 1967 r. Jego wydanie na "Antologii" zablokowała Olivia Harrison, uważając, że jest zbyt awangardowy. Teraz powinien zostać opublikowany.
Najważniejsze było pojawienie się wżyciu sir Paula nowej kobiety – Nancy Shevell, z którą spotyka się od roku. Portale internetowe i bulwarówki obiegły już wykonane przez paparazzich zdjęcia całującej się pary, a jej znajomi potwierdzają, że kochankowie są niezwykle szczęśliwi i zgodni. Na pewno nie będą się kłócić o pieniądze. 47-letnia Nancy jest multimilionerką, członkiem zarządu spółki kierującej nowojorskim transportem publicznym i wiceprezydentem koncernu transportowego.
Tymczasem album "Electric Argument" stał się bezkompromisowym rozliczeniem nieudanego małżeństwa z Heather i przywitaniem Nancy. Podoba mi się ta płyta nagrana z marszu, spontanicznie. W przeciwieństwie do dwóch poprzednich – "In the Backyard" i "Memory Almost Full" – nie nawiązuje tak otwarcie i programowo do dziedzictwa The Beatles, ale pokazuje solowe możliwości McCartneya.