W jaki sposób tłumaczysz fakt, że jesteście szanowani na świecie, a jednocześnie Wasza twórczość jest dość słabo znana w rodzimym kraju?
To naturalna konsekwencja pewnego wyboru. Po prostu nie bardzo walczyliśmy o popularność, a jednocześnie nigdy nie powstała odpowiednia przestrzeń dla tego typu muzyki w Polsce. Bez mariażu z oczywistymi gatunkami, takimi jak pop, dla muzyki world music nie ma u nas miejsca. Owszem, mamy co jakiś czas niespodzianki w stylu Buena Vista Social Club, ale czy komuś przyjdzie do głowy, że to ta sama bajka co nasza muzyka przeszłości. Nie sądzę. Oczywiście, estetyka jest zupełnie inna, ale źródło takie samo – muzyka wpisana w tradycję. Ja nawet nie lubię używać słowa „tradycja”, bo już jest tak wyświechtane....
Czy to znaczy, że Polacy są kulturalnymi ignorantami?
Nie. Zwyczajnie nie mają szansy na prawdziwą muzyczną edukację. Tak zwane media publiczne nie pozwalają im na to, bo nie zajmują się prawdziwą sztuką, a z drugiej strony media komercyjne też nie mają zbyt dużego interesu w promocji muzyki – nazwijmy ją – wymagającej. Wystarczy popatrzeć, co się dzieje w ostoi kultury, jaką od zawsze był Program II Polskiego Radia. To jakieś kuriozum, że dziś twórcy muszą walczyć o to medium z ludźmi z politycznego, nie artystycznego klucza.
„Infinity” to czwarta płyta w dyskografii Kapeli Ze Wsi Warszawa, niewątpliwie przełomowa. Kultura oraz jej wzorce zyskały tu nową twarz. To najbardziej autorski, stworzony od podstaw, choć na podstawie muzycznej tradycji, materiał. Czy nowe nie oznacza zbyt rewolucyjne?