Tłumy gromadziły się nie tylko przed kalifornijskim szpitalem, w którym zmarł Jackson, i jego domem, ale także przed stacjami radiowymi w całym kraju.
Przed budynkiem stacji WKYS w Waszyngtonie setki fanów, głównie czarnych, tańczyły i śpiewały piosenki ich idola. Niektórzy wznosili w górę dłonie w białych rękawiczkach, układając palce w znak „V”. – Jesteśmy tu, by świętować życie Michaela Jacksona. Jego muzyka zawsze będzie mi się kojarzyć z porodem: zaczęłam mieć skurcze, tańcząc „Billy Jean” – mówiła dziennikarzom jedna z kobiet.
Na zamożnych przedmieściach Waszyngtonu reakcje okazały się równie szczere. – Trudno było patrzeć na to, co się z nim działo w ostatnich kilkunastu latach. To było odrażające. Ale jego piosenki z lat 80. to muzyka mojej młodości, zawsze, gdy ich słucham, coś ściska mnie za serce – przyznaje Jane Rychener, 40-letnia mieszkanka podwaszyngtońskiego McLean.
[wyimek]Wokół ostatnich chwil Jacksona zaczęła narastać tajemnica. Zapowiedziano sekcję zwłok[/wyimek]
W Alei Gwiazd w Hollywood spora grupa fanów zebrała się wokół gwiazdy poświęconej Michaelowi Jacksonowi, by ze zdumieniem odkryć, że należy do imiennika piosenkarza, znanego lokalnego radiowca. Gwiazda króla popu była akurat zakryta przez rusztowania. Nie zniechęciło to wielbicieli muzyka – uhonorowali gwiazdę radiowca, składając wokół niej kwiaty, zapalając świece i śpiewając „We Are the World”.