Scenariusz napisał wokalista, basista i lider zespołu Roger Waters. Początkowo sam planował obsadzić się w głównej roli, ale ostatecznie zagrał ją Bob Geldof (na zdjęciu). Tłem filmu jest muzyka z płyty „The Wall” Pink Floyd, jednego z najsłynniejszych albumów w historii rocka.
– Przed wydaniem „Dark Side Of The Moon” nasze koncerty były intymnym spotkaniem ze słuchaczami. Z czasem ta magia znikała, występom na stadionach piłkarskich towarzyszyło poczucie coraz większego rozczarowania – wspomina Waters. – W czasie trasy „The Animals” doszło do tego, że gdy jakiś szalony nastolatek zaczął szturmować scenę, coś się we mnie zagotowało i splunąłem mu w twarz. Byłem zszokowany moim zachowaniem.
Głównym motywem albumu stała się alienacja rockowej gwiazdy. W wersji koncertowej doskonale wyrażała ją gigantyczna, 15-metrowa ściana budowana z cegieł między zespołem a publicznością. Z początku Waters zamierzał całkowicie zabudować scenę, zamykając za scenograficznym murem Pink Floyd. Udało mu się jednak wyperswadować ten pomysł. W murze zostało kilka wyrw pozwalających muzykom nawiązać kontakt wzrokowy z publicznością.
Pełen metafor oraz symboli jest również film Alana Parkera. Nie ma w nim wielu dialogów, fabuła nie jest ułożona chronologicznie. Ale „Ściana” zaskakuje intensywnością przekazu, poszczególne kadry są świetnymi ilustracjami utworów Pink Floyd. Około piętnastu minut filmu wypełniają sekwencje animowane (np. pamiętne, maszerujące młotki) autorstwa Geralda Scarfe. Animacje te przedstawiają przerażającą wizję wojny, szczególnie niemieckiego bombardowania Anglii podczas II wojny światowej.
A jednak Roger Waters wyraził niezadowolenie z ostatecznego kształtu i wielokrotnie spierał się z reżyserem Alanem Parkerem o filozoficzną wymowę filmu. W wywiadzie z 1988 roku dla australijskiego radia muzyk mówił: „Ostatecznie byłem trochę zawiedziony, ponieważ pod koniec wcale nie czułem sympatii do bohatera filmu. Dostrzegłem, że ten, szturmując bez przerwy zmysły widza, nie daje mu szansy na zaangażowanie się po swojej stronie”. Takich opinii było znacznie mniej niż pochlebnych recenzji.