Malutkie pomieszczenie w XIX-wiecznej czynszówce kiedyś było królestwem ciecia. Fundacja Atelier, od kilku lat zajmująca piętro starego budynku przy Foksal, niedawno przystosowała obskurną kanciapę do funkcji wystawowych. Powstała kieszonkowa galeria o specyficznej, „vintage’owej” aurze: łuszczące się ściany, zniszczony dywanik na podłodze, kilka nagich żarówek. Miejsce, które wymaga sztuki szczególnego rodzaju – skromnej w rozmiarach i niepretendującej do salonów.
Tak właśnie jest w przypadku cyklu „Kapliczki warszawskie” Anny Beaty Bohdziewicz. Znana fotografka od wielu lat tropi na podwórkach i w bramach starych stołecznych kamienic minisanktuaria stworzone przez dawnych mieszkańców z potrzeby serca. Samorodny, oddolny przejaw kultu maryjnego.
Niewiele kapliczek przetrwało do dziś. A te, które się uratowały, z trudem można znaleźć. Ukryte w zakamarkach starych domów, schowane pod graffiti, połamane, powykruszane, zdekompletowane. Nieliczne zachowane figurki z czasem nabrały patyny, przeobraziły się w swoiste zabytki. Wielokrotnie przemalowywane, coraz mniej przypominają oryginały.
Bohdziewicz utrwaliła kilkadziesiąt ulicznych figurek. Zestaw wybrany do Atelier oprawiła w tandetne, skupowane na bazarach ramki. Każda inna, ale wszystkie idealnie pasują do tematu oraz do naiwno-jarmarcznej stylistyki statuetek.
Większość kadrów to same główki Matki Boskiej. W zbliżeniach widać wysiłek domorosłych artystów starających się upiększyć twarzyczki statuetek, nadać im wyraz pełen słodyczy bądź smutku. Dało to niekiedy wzruszające efekty. Są Madonny o błękitnych, lalkowatych oczach okolonych czarnymi rzęsami. Jakby miały makijaż. Ktoś wyposażył jedną z rzeźb w dramatyczne czarne oczy. Wbite w przechodniów, hipnotyzujące. Zupełnie inny wyraz ma Przenajświętsza Panienka ze spojrzeniem wzniesionym ku niebu. Zda się, w ekstazie.