Co kryły kufry Dietrich

„Marlene” to reporterska opowieść o artystce, którą wielu rodaków uznało za zdrajczynię

Aktualizacja: 21.10.2009 18:17 Publikacja: 07.10.2009 02:00

Co kryły kufry Dietrich

Foto: ROL

[b][link=http://www.rp.pl/artykul/184041.html?preview=tak]Nowości wydawnictwa Czarne[/link][/b]

W październiku 1993 r., osiemnaście miesięcy po śmierci Marleny Dietrich, do Berlina trafiły kontenery z jej rzeczami. Przetransportowano je z magazynów w Los Angeles, Nowym Jorku, Londynie, Paryżu i Genewie. Przyjechały szafy i kufry. Pióra egzotycznych ptaków i czterysta kapeluszy. Notes z adresem Hemingwaya oraz „Zbrodnia i kara” z dedykacją Einsteina. Kraj związkowy Berlin kupił pamiątki na aukcji w Sotheby’s za 5 milionów dolarów. Angelika Kuźniak, autorka „Marlene”, postanowiła sprawdzić, ile o legendzie XX wieku mogą powiedzieć należące do niej przedmioty.

W Niemczech po 1945 r. była różnie postrzegana. W jednej z przechowywanych w Berlinie teczek autorka „Marlene” znalazła list od kobiety z Düsseldorfu: „Kto okazał więcej silnej woli: Marlena, która nie dała się skusić obietnicom Hitlera i bezkompromisowo walczyła przeciwko zbrodniarzom nazistowskim, czy my, którzy padaliśmy na kolana przed tymi ohydnymi przywódcami?”. Pierwszy po wojnie występ artystki w ojczyźnie w 1960 r. budził też skrajne emocje – niemiecka prasa zamieszczała listy, w których Dietrich określano „zuchwałą dziwką”. Zarzucano jej, że „włożyła amerykański mundur i zabawiała wojskowe oddziały”. W 1960 r. podczas koncertu w berlińskim Titania-Palast zaśpiewała „Lili Marleen”. Tę melancholijną piosenkę nucili w czasie wojny Niemcy z Afrika Korps i Brytyjczycy z 8. Armii walczącej z Rommlem. Kiedy koncert dobiegł końca, na sali panowała cisza. Nagle wstał burmistrz Berlina Willi Brandt. Za nim podnieśli się wszyscy. Entuzjazm.

[wyimek]Część Niemców nie wybaczyła jej, że śpiewała dla amerykańskich żołnierzy[/wyimek]

Ze zgromadzonych w książce relacji ludzi bliskich artystce wyłania się portret osoby o niezwykłej charyzmie – „w jej głosie było tyle melodyjności, swymi gestami dysponowała tak oszczędnie, że fascynowała widzów jak obrazy Modiglianiego. Posiadała cechę nieodzowną wielkich gwiazd: wspaniale potrafiła nie robić nic”.

Przed koncertem sprawdzała aranżacje, mikrofony i tapety. Podczas występów nie pozwalała się fotografować. Nosiła elastyczny gorset i wiedziała, że przy złym ustawieniu będzie go widać na zdjęciu. Woziła ze sobą sterylne igły, oplatała je kosmykami włosów i wbijała w skórę głowy. Oto lifting á la Marlene.

Autorka oddała nastrój koncertów w Polsce w 1964 i 1966 r. Jerzy Gruza wspomina: „Pamiętam wizytę Marleny Dietrich i bankiet w SPATiF-ie, gdy zasiadła za stołem i, podnosząc do góry wyszczerbiony widelec, powiedziała do Andrzeja Łapickiego: »Ustrój to może macie najlepszy na świecie, ale nakrycia marniutkie«”.

W Sali Kongresowej występ Dietrich poprzedzali Niebiesko-Czarni. Marlenie spodobała się piosenka „Czy mnie jeszcze pamiętasz?”. Spytała Czesława Niemena, czy mogłaby ją włączyć do repertuaru. Zgoda została wyrażona. Dietrich śpiewała piosenkę z myślą o ojczyźnie. Tytuł brzmiał: „Matko, czy mi przebaczyłaś”.

Pierwszą część reportażu Angelika Kuźniak poświęciła trudnemu powrotowi piosenkarki do Niemiec i jej związkom z Polską.

W drugiej opowiada o ostatnich 17 latach życia artystki. Mieszkała wówczas w apartamencie w południowej części 16. dzielnicy Paryża. Dom opuściła zaledwie kilka razy. Gdy dzwonił telefon, odpowiadała: „Madame nie ma. Jest na tourneé”. Chciała, by wielbiciele zachowali w pamięci obraz 30-latki o talii osy, wspaniałej blondynki w sukni wyszywanej 27 tysiącami pereł.

[ramka]KONKURS

Dla naszych czytelników mamy trzy książki "Marlene".

Wygrają trzy pierwsze zgłoszenia z poprawną odpowiedzią na pytanie:

Jak brzmiało prawdziwe imię Marlene Dietrich?

Listy prosimy wysyłać na adres [mail=kultura@rp.pl]kultura@rp.pl[/mail]. W temacie proszę wpisać tytuł książki

Start konkursu: środa (21.10); godz. 12.00

[b]Znamy już zwycięzców. Dziękujemy za udział w konkursie :)[/b][/ramka]

[b][link=http://www.rp.pl/artykul/184041.html?preview=tak]Nowości wydawnictwa Czarne[/link][/b]

W październiku 1993 r., osiemnaście miesięcy po śmierci Marleny Dietrich, do Berlina trafiły kontenery z jej rzeczami. Przetransportowano je z magazynów w Los Angeles, Nowym Jorku, Londynie, Paryżu i Genewie. Przyjechały szafy i kufry. Pióra egzotycznych ptaków i czterysta kapeluszy. Notes z adresem Hemingwaya oraz „Zbrodnia i kara” z dedykacją Einsteina. Kraj związkowy Berlin kupił pamiątki na aukcji w Sotheby’s za 5 milionów dolarów. Angelika Kuźniak, autorka „Marlene”, postanowiła sprawdzić, ile o legendzie XX wieku mogą powiedzieć należące do niej przedmioty.

Pozostało 83% artykułu
Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Kultura
Laury dla laureatek Nobla
Kultura
Nie żyje Stanisław Tym, świat bez niego będzie smutniejszy
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kultura
Żegnają Stanisława Tyma. "Najlepszy prezes naszego klubu"