Nadal terroryzuję mój głos

Ukazał się album „Urszula Dudziak Superband Live at Jazz Cafe". Wokalistka mówi o scenicznych odlotach

Aktualizacja: 26.10.2009 12:04 Publikacja: 23.10.2009 19:11

Urszula Dudziak występowała m.in. z Vienna Art Orchestra i Bobbym McFerrinem

Urszula Dudziak występowała m.in. z Vienna Art Orchestra i Bobbym McFerrinem

Foto: Fotorzepa, BS Bartek Sadowski

[b] Wychodząc na scenę, może się pani czegoś o sobie dowiedzieć? [/b]

[b]Urszula Dudziak:[/b] Wciąż jestem ciekawa. Jakbym szła na randkę w ciemno z facetem, któremu chcę się spodobać. Mam do zaoferowania coś fajnego, ale zawsze jest niepokój, czy się sprężę na tyle, żeby już po wszystkim powiedzieć: "Było dobrze", i wiedzieć, że ludzie czują się lepiej, jest im lżej.

[b]Nie wpada pani w rutynę? [/b]

Był taki niezwykły wieczór w klubie Filharmonia w Monachium, w latach 80. Zaśpiewałam bez trzymanki, poszłam na całość. Dotknęłam wtedy czegoś, co mnie wprawiło w niesamowity stan – boski, narkotyczny. Potem w garderobie pomyślałam, że gdybym miała na co dzień tak śpiewać i tak się otwierać, głosu i odporności wystarczyłoby na parę miesięcy. Ale okazało się, że nie mogę już bez tego uczucia żyć. Za każdym razem chcę, żeby się powtórzyło.

[b]A zdarza się, że scena więcej zabiera, niż daje? [/b]

Czasem, na imprezach zamkniętych, spotykam przypadkowych ludzi. Na nich nie ma siły. To frustrujące, ale przypomina, że nie nad wszystkim mam władzę. Mój tatuś często prosił: "Uluś, zaśpiewaj normalnie", wreszcie przyznał: "Nawet polubiłem te twoje kociokwiki". Najbardziej zaskoczył mnie brat. To taki besserwisser, wszystko wie lepiej. Kiedy skończyłam 40 lat, powiedział: "Ula, trochę się niepokoję. Poszukaj stabilnego zawodu, żebyś miała coś na stare lata". Kiedy skończyłam 50 lat, pytał: "Jak długo zamierzasz jeszcze śpiewać?! Opanuj się". Dopiero jak przekroczyłam sześćdziesiątkę, rozczulił mnie, mówiąc: "Wiesz, ja się na tobie w ogóle nie poznałem".

[b]Martwiła się pani, że czas nie oszczędzi głosu? [/b]

Nie mam szacunku dla swojego głosu, terroryzuję go w sposób makabryczny. Ja wrzeszczę. Ale miłość i pasja mogą zwyciężyć wszystko. Będę śpiewać tak jak kocham albo wcale. Po koncercie muszę się wyspać i rano jest w porządku. Po menopauzie głos mi się obniżył. Wcześniej nie przyszło mi do głowy, żeby zaśpiewać z gitarą piosenkę Ewy Demarczyk. Teraz zakosztowałam liryzmu.

[b]Czyli robi pani to, o co prosił tata. Ale zasłynęła pani jako wokalistka awangardowa. Pchały panią ambicje? [/b]

Nie snułam intelektualnych rozważań, po prostu sobie śpiewałam. I nadal się dziwię świetnym recenzjom. Bo wszystko w śpiewaniu przychodzi mi bez wysiłku. Moja córka Kasia słusznie mówi: "Mama, jakie ty masz szczęście. Przecież z tym twoim śpiewaniem mogłaś zostać uznana za pomyloną!".

[b]Miała pani szczęście, bo śpiewała w latach 70.? [/b]

Wyjazd z Urbaniakiem do Stanów był strzałem w dziesiątkę. W wokalistyce jazzowej nic się nie działo, a ja, z moją fascynacją elektroniką, weszłam w tę szczelinę. Wtedy nie zdawałam sobie sprawy, że to ważne.

[b]Stała pani kiedyś na scenie czując, że walczy o życie?[/b]

W 1985 roku. Po 13 latach mogliśmy wreszcie pojechać z Urbaniakiem do Polski, na Jazz Jamboree. Ale Michał miał już własne plany, powiedział: "Nie jadę". Zdębiałam, a siostra na mnie wrzeszczała: "Przestań się trzymać portek Michała!". Przyjechałam z Bobbym McFerrinem. Sala Kongresowa nabita, a ja dostałam histerii. Nie chciałam wyjść. Wreszcie zaśpiewaliśmy. Był szał, owacje, bisy.

[b]A z czego były te nerwy? [/b]

Zostałam sama i naprawdę chciałam przetrwać. Jako kobieta, jako artystka. Bałam się, że tego nie uniosę.

[b]To mi przypomina losy Tiny Turner bez Ike'a i Cher bez Sonny'ego. One śpiewały w trzeciorzędnych klubach. Jak pani sobie radziła? [/b]

Nie musiałam wydzwaniać ani prosić. Towarzyszył mi strach, ale i ciekawość, nieprawdopodobna chęć utrzymania się w zawodzie. Stąd te kombinacje: występy z Archie Sheppem czy Vocal Summit.

[b]Miała pani w USA kompleks dziewczyny ze Wschodu? [/b]

Ja tak, Michał – nie. Chowałam się za niego. Uważałam, że źle wyglądam, brzydko śpiewam i głupio gadam. Ale kiedy byłam na scenie, zapominałam o tym. Mieliśmy kilka takich odlotów, że ludzi wbijało w krzesła. Mnie tak wbijają koncerty Cecilii Bartoli i Kathleen Battle. A kiedy w Kongresowej grał Keith Jarrett, to z wrażenia trzymaliśmy się z Urbaniakiem za ręce.

[i]rozmawiała Paulina Wilk[/i]

[ramka]PŁYTA: URSZULA DUDZIAK - SUPERBAND LIVE AT JAZZ CAFE; EMI MUSIC POLSKA 2009[/ramka]

[b] Wychodząc na scenę, może się pani czegoś o sobie dowiedzieć? [/b]

[b]Urszula Dudziak:[/b] Wciąż jestem ciekawa. Jakbym szła na randkę w ciemno z facetem, któremu chcę się spodobać. Mam do zaoferowania coś fajnego, ale zawsze jest niepokój, czy się sprężę na tyle, żeby już po wszystkim powiedzieć: "Było dobrze", i wiedzieć, że ludzie czują się lepiej, jest im lżej.

Pozostało jeszcze 91% artykułu
Kultura
Wystawa finalistów Young Design 2025 już otwarta
Kultura
Krakowska wystawa daje niepowtarzalną szansę poznania sztuki rumuńskiej
Kultura
Nie żyje Ewa Dałkowska. Aktorka miała 78 lat
Kultura
„Rytuał”, czyli tajemnica Karkonoszy. Rozmowa z Wojciechem Chmielarzem