Co sprawia, że skomponowana w 1840 r. przez Gaetano Donizettiego „Córka pułku” stała się takim hitem? To błaha komedyjka, jej bohaterką jest rezolutna Maria, sierota wychowywana przez pułk grenadierów. W finale okaże się córką markizy, lecz nie interesuje jej świat wytwornych manier ani arystokratyczny kandydat na męża. Woli poślubić żołnierza Tonia.
Tę historię Donizetti ozdobił, co prawda, atrakcyjnymi melodiami, ale więcej znajdziemy ich w innych jego operach. Na dodatek mówione dialogi osłabiają tempo akcji. Publiczność lubi jednak „Córkę pułku” z powodu Tonia, któremu Donizetti przypisał słynną arię. W ciągu dwóch minut tenor musi zaśpiewać w niej dziewięć wysokich „c”.
Kiedyś była to popisowa rola Luciano Pavarottiego, obecnie święci w niej triumfy przystojny Chilijczyk Juan Diego Florez. Na premierze „Córki pułku” w nowojorskiej Metropolitan, publiczność wpadła w taki zachwyt, że dyrektor Peter Gelb złamał zasadę obowiązującą w tym teatrze i pozwolił Florezowi na bisowanie arii.
Inscenizacja, którą obejrzymy, jest koprodukcją Metropolitan, wiedeńskiej Staatsoper i londyńskiej Covent Garden. Reżyser Laurent Pelly zrobił spektakl tradycyjny, ale pełen zabawnych sytuacji. Wykonawcy rewelacyjnie śpiewają, ale są też znakomitymi aktorami, zaś Juan Diego Florez ma znakomitą partnerkę. Francuzka Nathalie Dessay świetnie czuje się w roli Marii, a jej precyzyjne koloratury nie są jedynie popisem, to komediowe gagi wpisane w tok akcji.
„Córka pułku” ma i inną atrakcję. Niewielką rolę księżnej Krackenthorp powierza się z reguły dawnym primadonnom. W Wiedniu, gdzie zarejestrowano spektakl, wystąpiła legendarna Monsterrat Caballé. Śpiewa niewiele, ale sposób, w jaki się porusza, patrzy na innych i kaleczy język francuski, pokazuje, że jest nadal artystką potrafiącą udowodnić klasę nawet w epizodzie.