Reklama

Bezmiar cierpienia Chińczyków

W swoim najnowszym filmie "The Ditch" ("Nora"), Wang Bing zapełnia białe plamy chińskiej historii. Obraz wstrząsnął festiwalem w Wenecji

Aktualizacja: 08.09.2010 15:04 Publikacja: 07.09.2010 14:31

Obsada aktorska filmu "The Ditch" - Rów oraz reżyser, Wang Bing (drugi z prawej) na festiwalu w Wene

Obsada aktorska filmu "The Ditch" - Rów oraz reżyser, Wang Bing (drugi z prawej) na festiwalu w Wenecji

Foto: PAP/EPA

Bezludna, wysuszona przestrzeń pustyni Gobi. Wykute w ziemi nory, w których gnieżdżą się ludzie. Coraz bardziej wyczerpani, pozbawieni jedzenia.

[wyimek] [link=http://www.rp.pl/artykul/9131,532591-Film--Nora--zachwycil-w-Wenecji.html]Film "Nora" zachwycił w Wenecji - oglądaj tv.rp.pl[/link][/wyimek]

W złoto-czerwonym, skamieniałym piachu wyszukują zeschnięte nasiona, wymiotują z głodu... Już nie mają czego wymienić na garstkę strawy w okolicznej wsi. Zegarek Longines nikogo nie interesuje, bo tu nie mierzy się czasu. Co noc ktoś na pryczy obok umiera. Rano przychodzą strażnicy, zawijają ciała w koce i zakopują. Pustynny krajobraz roi się od usypanych, małych stożków piachu.

[wyimek] [link=http://www.rp.pl/artykul/9131,532482-Festiwal-w-Wenecji--Skolimowski-kontra-Coppola.html]Skolimowski kontra Coppola - oglądaj tv.rp.pl[/link][/wyimek] Chiński reżyser Wang Bing przełamał tabu. Zrobił film „The Ditch” („Nora”), o obozach reedukacji, do których pod koniec lat 50. władze chińskie zsyłały „wrogów ludu”, prawicowych dysydentów, a nawet posądzanych o zdradę komunistów. Według różnych źródeł, trafiło tam wówczas od pół do miliona osób. W obozie w Mingshui w północnych Chinach, gdzie toczy się akcja filmu, było ok. 1500 skazańców. Przeżyło 500.

— Trzeba ocalić naszą zbiorową pamięć i prawdę o historii — mówił w wywiadzie Wang Bing. — Przez ostatnie 20 lat nasze niezależne kino pokazywało głównie ciężkie życie klasy robotniczej we współczesnych Chinach. Przeszłość była tematem tabu.

Reklama
Reklama

Reżyser oparł scenariusz na reportażach z książki Yanga Xianghui „Goodbuy, Jiabianyou”, ale próbował również przez trzy lata dotrzeć do tych, którzy przeżyli obozy reedukacji. Odnalazł ponad stu, jednak nie wszyscy chcieli z nim rozmawiać. Film, kręcony na pustyni Gobi, między prowincją Gansu a Mongolią, na — jak mówi reżyser — „ziemi niczyjej, przez nikogo nie kontrolowanej”, powstał w koprodukcji Hongkongu, Francji i Belgii, bez zgody władz chińskich.

Ekipa liczyła 60 osób, nikt nie znał całości scenariusza. Po trzech miesiącach zdjęć, w styczniu 2009 roku, gdy prac nie dawało się już utrzymać w tajemnicy, filmowcy o czwartej nad ranem uciekli samochodami do Pekinu. Stamtąd Wang Bing przesłał materiały do Paryża. Na podparyskim przedmieściu montował film przez wiele miesięcy. Oglądał materiały wielokrotnie, nabierał do nich dystansu, zostawiał tylko te sceny i ujęcia, które nie miały w sobie fałszywej nuty. I ten niebywały realizm czuje się w filmie.

„Nora” jest obrazem wstrząsającym. Pokazuje głód, który sprawia, że człowiek je wymiociny drugiego człowieka. Portretuje ludzi walczących o przetrwanie w warunkach nieludzkich. Ale też inteligentów, próbujących w piekle zachować wartości, jakie zawsze były dla nich ważne. Bing filmuje wizytę żony jednego ze skazańców. Przyjechała za późno. Jej mąż zmarł osiem dni wcześniej. Jego towarzysze niedoli robią wszystko, by nie znalazła grobu. Bo zwłoki okradziono i sprofanowano — w obozach dochodziło bowiem do aktów kanibalizmu. Ale kobieta jest oszalała z rozpaczy, całymi dniami rozdrapuje rękami piach. W końcu ktoś zaprowadzi ją do właściwego grobu. Bing pokazuje człowieka, który nie tylko stracił najbliższą osobę, ale także nadzieję, że może godnie ją pożegnać.

„Nora” zelektryzowała wenecką publiczność. Czerwono-żółty pustynny krajobraz i wyczerpani ludzie, którym coraz trudniej wykonać drobny ruch, nie mający już nawet siły wspominać — zostają pod powiekami. W filmie, w którym nie pada ani jedno słowo o polityce, zmieścił się bezmiar cierpienia, jakie przyniósł Chińczykom XX wiek. Nie wiem, czy po tym obrazie Wang Bing wróci do kraju. Pamiętam, że inny reżyser, Lou Ye, po pokazaniu w Cannes w 2006 roku filmu „Letni pałac”, w którym znalazły się sceny z placu Tiananmen, dostał w Chinach pięcioletni zakaz pracy. Ale cechą wielkich artystów jest odwaga.

[i]Barbara Hollender z Wenecji[/i]

Kultura
Sztuka 2025: Jak powstają hity?
Kultura
Kultura 2025. Wietrzenie ministerialnych i dyrektorskich gabinetów
Kultura
Liberum veto w KPO: jedni nie mają nic, inni dostali 1,4 mln zł za 7 wniosków
Kultura
Pierwsza artystka z niepełnosprawnością intelektualną z Nagrodą Turnera
Kultura
Karnawał wielokulturowości, który zapoczątkował odwilż w Polsce i na świecie
Materiał Promocyjny
Działamy zgodnie z duchem zrównoważonego rozwoju
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama