Dorota Segda: Myślątka zamiast myśli

Z Dorotą Segdą rozmawia Paulina Wilk

Aktualizacja: 31.10.2010 02:26 Publikacja: 28.10.2010 15:49

Dorota Segda: Myślątka zamiast myśli

Foto: Fotorzepa, Beata Kitowska BK Beata Kitowska

[b]Coś pani wyznam. Kiedy miałam 14 lat, tak mnie zachwyciła pani „Faustyna”, że marzyłam o byciu zakonnicą. Czy jako widz przeżywała pani podobne wstrząsy?[/b]

[wyimek][link=http://www.rp.pl/temat/355194_Zblizenie.html]Zbliżenie - Czytaj więcej [/link][/wyimek]

[b]Dorota Segda:[/b] Zostałam aktorką dzięki głębokiej fascynacji Nel z „W pustyni i w puszczy”. Przez kilka lat nie mogłam zrozumieć, dlaczego nie ja zagrałam tę rolę. Mówię pani, byłabym świetna! A poważniej – aktorstwo z moich marzeń nie wiązało się z chęcią sławy, tylko pracą na scenie. Mówimy o czasach, kiedy w repertuarze były „Dziady” Swinarskiego. Jako nastolatka zakochałam się w teatrze.

[b]W kimś szczególnym?[/b]

Byłam głęboko zauroczona Jerzym Trelą. Miałam notes, w którym imię „Jurek” wypisałam samymi sercami.

[b]Wyznała mu pani tę miłość?[/b]

Od tego czasu zagrałam z nim wszystko, co możliwe. W „Sędziach” Wyspiańskiego byłam nawet jego synem. Ale zanim spełniło się pragnienie obcowania z kimś tak niezwykłym, siadałam blisko podestu, na którym on stał, mówiąc Wielką Improwizację. Doznawałam uniesień, które ostatnio zdarzają mi się w teatrze coraz rzadziej.

[b]Bo jest pani dorosłą kobietą czy dlatego, że spektakle nie dają powodów?[/b]

Mam nadzieję, że nie straciłam nic ze swojej wrażliwości. Po prostu teatr się zmienił. Nastawił się na efektowność lub nawet efekciarstwo, skierował na zewnątrz. Często jest tylko plakatem – głosi puste tezy, niby nowe, a mnie się zdaje, że wciąż oglądam to samo. Jako widzowi i aktorce brakuje mi teatru, w którym mogę przeżyć prawdziwe katharsis. Gdzie mogę się wzruszyć, coś mną wstrząśnie, wyjdę zapłakana. Ostatni raz płakałam na szekspirowskiej „Burzy” w reżyserii Warlikowskiego. To było piękne, czyste, skończone przedstawienie ze wspaniałymi rolami, oparte na świetnej literaturze. Ostatnio teatr bierze na warsztat teksty, które są nieciekawe, doraźne, załatwiają jakieś chwilowe problemiki społeczne. A nieprzypadkowo Arystoteles wiązał katharsis z mową wiązaną, czyli poezją. Dla aktorki to cudowny stan.

[b]Spróbuje go pani opisać?[/b]

Zdarzały mi się role, przy których doświadczałam oczyszczenia co wieczór, choć grałam je 150 razy. Tak było z Małgorzatą w „Fauście”, Joasem w „Sędziach”, a ostatnio z królową Gertrudą w „Hamlecie” i Julią w „Król umiera”. Profesor Władysław Stróżewski, filozof, pięknie mi kiedyś wytłumaczył, czym jest katharsis u widza: człowiek przez chwilę tak głęboko przeżywa emocje postaci, że się z nią utożsamia. Znajduje się w świecie wielkich problemów. Potem, zwykle podczas oklasków, staje się o nie lżejszy. Uzyskuje stan czystości, w którym łatwiej doświadczać dobrych emocji. U aktora to doświadczenie jest wzmocnione. Jako Małgorzata zabijałam dziecko, wyłam z rozpaczy i płakałam prawdziwymi łzami. Ale brawa odłączały mnie od postaci. Po tym, gdy wydałam z siebie wysokie C, czułam niesamowitą lekkość.

[b]Przy pierwszym wyjściu do oklasków jest pani jeszcze w roli czy już sobą?[/b]

To zależy, czy umarłam w ostatniej chwili, czy zabili mnie pół godziny wcześniej! Brawa są wspaniałym oddaniem energii przez widzów, ale po nieudanym spektaklu – męczarnią. Jako wychowanka Jerzego Jarockiego wierzę, że budowanie postaci z połączenia intelektu i emocji pozwala uzyskać powtarzalny, nieprzypadkowy efekt. Dochodzi się do niego różnymi ścieżkami, także improwizacją. Jeśli czegoś mi dziś w teatrze brakuje, to skończoności. Teraz popularną formą są warsztaty, reżyserzy proponują jakieś rozgrzebane procesy, w których dostrzegam myślątka zamiast myśli. Biedny, skołowany widz często dostaje partacką, nieskończoną robotę i zarzuca sobie, że jest idiotą, bo nic z niej nie rozumie.

[b]Mówi pani z goryczą, ale bez cynizmu. Mam wrażenie, że gdybyśmy rozmawiały nie w Krakowie, a w Warszawie, o taką szczerość byłoby trudniej. W stolicy nowość stawia się na piedestale.[/b]

W Krakowie też, to cecha współczesności. Moi przyjaciele graficy wyśmiewają się z pojęcia „instalacja”. Ja żartuję, że nomenklatura hydrauliczna zastąpiła artystyczną, bo w sztukach plastycznych mamy instalacje, a w teatrze – warsztaty. Trzeba wiedzieć, czego się chce, żeby się w tym nie pogubić. Lubię improwizacje, ale starannie konstruuję swoje role i zapewniam, że nie przeszkadza to nawet najbardziej poszukującym reżyserom. Denerwuje mnie też obowiązująca w teatrze teza, że nikt nikogo nie kocha, piękno nie istnieje, a świat ludzi młodych musi być pustką. Oni potrzebują miłości tak samo jak 20 i 200 lat temu. Może tylko są bardziej zagubieni, bo się im wmawia, że niczego nie chcą.

[b]W świecie nowych mediów teatr wydaje się uparcie staromodny. W przeciwieństwie do piosenek, filmów, teledysków i zdjęć, nie można go zmieścić w iPodzie i nosić w kieszeni. A mimo to bilety na spektakle się sprzedają.[/b]

Opowiem anegdotę. Andrzej Wajda jako student Filmówki był przekonany – podobnie jak wszyscy jego koledzy – że kiedy skończą studia, teatru w ogóle nie będzie, bo się w filmowych czasach nie utrzyma. Od tamtej pory Wajda wyreżyserował 100 premier. Młodzi zawsze szukają czegoś innego. Skoro słyszą, że mają być nowocześni, idą pod prąd. Szukają w teatrze odwiecznego czaru. Teraz modne jest włączanie do spektakli ekranów, mikroportów, ale to chyba minie, bo teatr potrzebuje tylko aktora, widza i wzruszenia, które rodzi się między nimi. Nie potrzebuję kina w teatrze, tak jak nie potrzebuję, żeby Teatr Telewizji udawał film. To jest właśnie pomieszanie hydrauliki ze sztuką.

[b]Spektakl jako jedyna forma twórczości zachował funkcję czasu. Wydarza się i przechodzi do historii. Natomiast cyfrowe pliki z książkami, piosenkami i filmami – sprzed 30 lat czy sprzed miesiąca – są tu i teraz, nie odchodzą. Już tylko teatr przypomina o przemijaniu.[/b]

Jako aktorka mogę się z tym jedynie pogodzić. Myślę, że wieloma przedstawieniami zapisałam się w pamięci widzów. Ulotność zmusza do wysiłku i poszukiwania. Młode dziewczyny, które dziś oglądają mnie w teatrze jako Gertrudę, nie znały mnie w roli Małgorzaty. Dla nich w spektaklu „zaczynam się od zera”.

[b]Jednym słowem: nie jest pani wirtualna.[/b]

O, ja jestem zupełnie analogowa!

[b]Kultura analogowa kojarzy się z niedoborem i staniem w kolejce. Widzowie wyczekują spektakli, aktorzy – ról. Trzeba mieć w tym zawodzie cierpliwość?[/b]

Tak się szczęśliwie układa, że czekam na istotne role, a nie pracę w ogóle. Nie jestem w złej sytuacji, mam koleżanki i aktorów, którzy – szczególnie w moim wieku – czekają, by zagrać cokolwiek. Przez pierwsze lata po szkole grałam bardzo dużo w Starym Teatrze i Teatrze Telewizji, gdzie dostałam kilkadziesiąt pięknych ról. Za nic nie oddałabym tego doświadczenia. Nie jestem pracoholiczką, umiem odmawiać. Milczący telefon nie spędza mi snu z powiek. Gdy telewizja się o mnie nie upomina, pracuję w teatrze, uczę w szkole teatralnej.

[b]Aktorstwo teatralne przypomina codzienne ćwiczenia z przemijania. Można powiedzieć, że stworzyła pani wiele wspaniałych ról albo że je pani pożegnała.[/b]

Teraz czuję to wyraźnie, bo dzięki roli królowej Gertrudy zagrałam wreszcie matkę, heroinę. Bardzo długo wcielałam się w tak zwane amantki. 14-letnią Małgorzatę z „Fausta” grałam po trzydziestce, wtedy zresztą to się umie najlepiej. Po długiej serii młodzieńczych ról zaczęłam grywać wariatki – szalone, dziwaczne osoby. A Gertruda jest pierwszą kobietą z innego świata. To ważny dla mnie moment i, mam nadzieję, nowe otwarcie, bo ról dla kobiet dojrzałych jest dużo, choćby w dramatach szekspirowskich. Może zagram kiedyś jakąś fajną babcię?

[b]Aktorki filmowe narzekają, że z wiekiem jest im trudniej.[/b]

Mnie teatr też nie rozpieszcza. Generalnie lepiej być aktorką młodą niż czterdziestoletnią.

[b]Gdy kończyła pani szkołę aktorską, PRL chylił się ku upadkowi. Jak zapamiętała pani tamten czas?[/b]

Nie byłam zaangażowana politycznie, choć mam za sobą harcerstwo, Szare Szeregi, nocne opowieści o Armii Krajowej i noszenie oporników. Komunę wspominam jako szkołę przetrwania, nie doświadczyła mnie boleśnie, nikt z moich bliskich nie siedział w więzieniu, po prostu było ciężko. Lata 80. spędziłam z głową w teatrze, a po 1989 roku dużo podróżowaliśmy ze spektaklami.

[b]Czyli w pani przypadku sen o wolności zmaterializował się szybko i dosłownie.[/b]

W Jerozolimie byłam dwukrotnie, zanim jeszcze otwarto w Polsce ambasadę Izraela. Przez prawie dwa miesiące graliśmy w Japonii. A pamiętam czas, gdy nie miałam paszportu. Na pierwszym roku studiów skoczyłam przez płot ambasady austriackiej, bo chciałam dostać wizę i wyjechać do pracy na wakacje. Zatrudniłam się w hotelu i zobaczyłam te wszystkie zachodnie cuda...

[b]Co się przez 20 lat stało z nadziejami wobec polskiej demokracji, wolności i solidarności?[/b]

Cudownie, że bez rozlewu krwi zmienił się ustrój, który miał być wieczny. Ludzie wspominający komunę z tęsknotą, bluźnią. Tamto zniewolenie było straszne. Dziś wszystko, co dzieje się na co dzień, zależy od nas. Młode demokracje mają to do siebie, że zdarzają się w nich rzeczy, których się brzydzimy. Trzeba pokoleń, byśmy nauczyli się radzić sobie z tym systemem, podobno także niedoskonałym. W młodym pokoleniu problemem jest, że wykształceni ludzie nie wiedzą, co chcą robić w życiu. Marzy mi się generacja Polaków, której celem będzie fantastycznie uprawiać politykę, a nie tylko robić karierę.

[b]Ale do tego trzeba dobrych wzorów. Mówi pani o problemie młodego pokolenia, ale ja wolałabym zapytać o starszą generację: gdzie się podziały elity?[/b]

Nie wiem, co to słowo teraz znaczy. W Polsce panuje przyzwolenie na szarganie świętości i godności ludzi, także zmarłych. Nie popieram budowania mitów. Nikt lepiej niż Gombrowicz nie pokazał, jak bardzo kochamy puste gesty, ale uważam, że potrzebujemy autorytetów jako punktów odniesienia. I nie podoba mi się, że osoby, które niczego sobą nie reprezentują, mogą bezkarnie obrażać śp. Bronisława Geremka czy Jacka Kuronia.

[b]Jest pani nami rozczarowana?[/b]

Nie mogę tego powiedzieć, bo jutro nie będzie mi się chciało otwierać oczu. Szukam nisz, w których realizuję swoje potrzeby piękna i empatii. Ciągle się zastanawiam, czy jest sens uczyć studentów Norwida. Bo serce mi się rwie, kiedy widzę, że zdolnym ludziom kilka lat po dyplomie udaje się zagrać najwyżej w nijakim serialu albo reklamówce. Ale uczę ich Norwida, bo jestem pewna, że warto. Starajmy się dobrze robić swoje i dostrzegać innych.

[i]Ludzie Chudego: Polsat | 16.45 | SOBOTA | 20.00 | NIEDZIELA[/i]

[i]Wszyscy święci: Canal+ | 0.45 | WTOREK | Canal+ film | 13.00 | ŚRODA[/i]

[ramka][srodtytul]Dorota Segda[/srodtytul]

Zdarza się, że rezygnuje z komercyjnych propozycji, by czytać poezję na drugim końcu Polski. Mówi, że jest „analogowa”, nie ulega pogoni za nowoczesnością, ale czuje się młoda i nakłania studentów, by mówili jej po imieniu. Ma staromodne hobby – zbiera rydze i grywa w brydża. Mieszka i pracuje w Krakowie. Jest żoną reżysera i kompozytora Stanisława Radwana.

Jako studentka krakowskiej PWST debiutowała w spektaklu „Zbrodnia i kara” w reż. Andrzeja Wajdy. Po dyplomie otrzymała angaż w Starym Teatrze, gdzie pracowała m.in. z Jerzym Jarockim, Maciejem Wojtyszką i Markiem Fiedorem. W 1997 roku przeniosła się na kilka lat do warszawskiego Teatru Narodowego i występowała w przedstawieniach Jerzego Grzegorzewskiego. W połowie lat 90. zagrała dwie ważne role filmowe – tytułową „Faustynę” (najlepsza rola kobieca FPFF w Gdyni) i cierpiącą na zaburzenia osobowości Ewę w „Tacie” (Złota Kaczka miesięcznika „Film”). Na dużym ekranie grała też m.in. w „Show”, „Zakochanym aniele” i „Małej maturze 1947”. Wystąpiła w wielu spektaklach Teatru Telewizji i serialu „Na dobre i na złe”. Teraz można ją oglądać w serialach „Usta, usta”, „Barwy szczęścia” i „Ludzie Chudego”. [/ramka]

[b]Coś pani wyznam. Kiedy miałam 14 lat, tak mnie zachwyciła pani „Faustyna”, że marzyłam o byciu zakonnicą. Czy jako widz przeżywała pani podobne wstrząsy?[/b]

[wyimek][link=http://www.rp.pl/temat/355194_Zblizenie.html]Zbliżenie - Czytaj więcej [/link][/wyimek]

Pozostało 98% artykułu
Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Kultura
Laury dla laureatek Nobla
Kultura
Nie żyje Stanisław Tym, świat bez niego będzie smutniejszy
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kultura
Żegnają Stanisława Tyma. "Najlepszy prezes naszego klubu"