Tajemnica w nutach

Dyrygent Wojciech Michniewski o pracy nad baletem „I przejdą deszcze... ” z muzyką Henryka Mikołaja Góreckiego

Publikacja: 28.01.2011 01:00

Tajemnica w nutach

Foto: materiały prasowe

[b]Kim był Henryk Mikołaj Górecki?[/b]

[b]Wojciech Michniewski:[/b] Postacią zupełnie wyjątkową poprzez swoją upartą odrębność. Tak odrębna jest też jego muzyka, absolutnie własna, niepodporządkowana minimalizmowi, z którym był nietrafnie wiązany, ani modernie, w którą wpisywały się jego najwcześniejsze utwory z lat 50. i 60. Wówczas było jednak kilka podobnie osobnych postaci: przede wszystkim porażający talent wczesnego Krzysztofa Pendereckiego, był Kazimierz Serocki, a trochę później Tomasz Sikorski. Z czasem jednak – od III symfonii – w rozdygotanym dzisiejszym świecie, w którym style i postawy ludzkie zmieniają się nieustannie, Górecki pozostał ostoją prawd muzycznych niezwykle prostych i podstawowych, a równocześnie ogromnie witalnych.

[wyimek][link=http://www.rp.pl/temat/601183-Opera-Narodowa.html]Czytaj specjalny dodatek[/link][/wyimek]

[b]Ale czy to znaczy, że był człowiekiem zamkniętym?[/b]

Był otwarty na świat, ale podporządkowywał go swoim prawdom: prostym, może trochę czarno-białym, niepodlegającym dyskusjom i targom. W dążeniu do zorganizowania własnego kawałka świata wokół siebie stworzył wspaniały dom w Zębie. Trochę się w nim izolował, a zarazem w pewien sposób łączył z tym, co najważniejsze, z jakąś tego świata metafizyką. Podobnie tworzył muzykę, starając się z niej wyeliminować to co zbędne. Jego dorobek nie jest gigantyczny. Utwory skapywały niezwykle rzadko, ich powtarzalna aż do bólu materia jest gęsta i ogromnie nasycona emocją. Wymyśliłem kiedyś określenie na jego muzykę, mówiąc, że to emocjonalna mantra. Powtarzalność służy wydrążeniu napięcia, emocji, wyzyskaniu energii związanej z pomysłem muzycznym do samego końca, wkołysaniu, wgnieceniu w nią słuchacza.

[b]A metafizyka...[/b]

Myślę, że w życiu Góreckiego ważną rolę odgrywała świadomość metafizyki, w którą świat wydaje się być zatopiony. Jego religijność była chyba próbą odebrania również pewnego nadrzędnego porządku, poprzez tę religię czy może obok lub równolegle z nią. W pogmatwanym świecie Górecki jawi się jak stórr, kamienny obelisk z północy Szkocji. Tam nad morzem sterczą takie wielkie kamienie jak posągi, opierające się falom i wiatrom.

[b]Wykonywał pan wielokrotnie jego utwory. Dla zespołu orkiestrowego są trudne?[/b]

Muzyka powtarzalna, a szczególnie powtarzalna w sposób, w jaki czyni to Górecki, to zawsze wyzwanie. Trzeba poczuć, co ją wewnętrznie niesie, co jest dynamicznym motorem. Innym w przypadku pulsu wolnego, innym w częściach szybkich. Wyczucie, co zamiast być szybkie, staje się pośpiechem, co zaczyna być skoczne, czyli puste; w wypadku tempa wolnego – gdzie kończy się puls, a zaczyna mechaniczne powtarzanie, które pozbawia tę muzykę czegoś bardzo ważnego. Jeśli nie ocenimy tego trafnie, słuchacz szybko zacznie się nudzić. Kiedy jednak się udaje, wtedy nawet cztery proste, powtarzane dźwięki zaczynają żyć intensywnym, atrakcyjnym życiem.

W interpretacji muzyki Góreckiego trudność tkwi w zupełnie odmiennych rejonach niż u innych kompozytorów. Zasadna była ogromna dbałość Góreckiego, skłonność do ich ciągłego perfekcyjnego i detalicznego korygowania na próbach. Ale nie tylko o tempo chodzi. W tej muzyce, poza głęboką metafizyką, jest tragizm i nieuchronność, a może nawet fatalizm. I to również we fragmentach, które są niezwykle radosne, dynamiczne. Nawet tam pulsacyjna taneczność zaczyna być – w swoim zagęszczeniu, intensywności – obsesyjna i dramatyczna.

[b]Czy wybrane zostały już utwory do baletu „I przejdą deszcze...”?[/b]

Będą to „Beatus Vir”, dedykowany Janowi Pawłowi II utwór na baryton, chór i dużą orkiestrę, „Quasi una fantasia” napisana na kwartet smyczkowy, a potem opracowana przez Góreckiego na wielką orkiestrę smyczkową; kameralne „Małe requiem dla pewnej Polki” i „Salve sidus polonorum”, czyli ostatnia część „Kantaty do św. Wojciecha”.

[b]Na ile jest to muzyka do tańczenia?[/b]

„Do tańczenia” może być dosłownie wszystko. Kiedy byłem dyrektorem łódzkiego Teatru Wielkiego, w wieczorze debiutów Dobrosława Gutek ułożyła choreografię do opowiadania Czesława Miłosza, czytanego specjalnie w szczególny, wolny sposób przez Jana Peszka. Współczesny taniec nie musi opowiadać historii lub ilustrować muzyki ruchem, wręcz przeciwnie: raczej od tego ucieka. Choreografowie dążą do stworzenia własnego języka: najpierw jest alfabet, z niego słowa, a z tych słów niezależne znaczenia. Kiedy popatrzy się na klasyczną już choreografię Rudiego van Dantziga do „Czterech ostatnich pieśni” Richarda Straussa, można zapytać: do czego tu tańczyć, to są dramatyczne pieśni o bardzo ciągłej, linearnej strukturze. A jednak okazuje się, że van Dantzig stworzył jedną z najbardziej poruszających choreografii XX wieku. Ona niczego nie opowiada, jest ułożeniem własnych słów do własnego libretta ruchów, w którym powiązanie z muzyką pozostaje bardzo silne.

[b]Czyli wszystko trzeba wyprowadzić z muzyki?[/b]

Jeżeli reżyser operowy opiera koncepcję na libretcie, przegrywa. Wygrywa ten, kto buduje koncepcję na emocjach wynikających z muzyki. Działanie choreografa polega na odebraniu z muzyki jej energii. Można tańczyć nawet w poprzek rytmu, ale jeżeli owa energia zostanie zachowana, choreografia się broni. Stworzenie własnego języka plus energia i tajemnica wydobyta z muzyki to szansa na sukces. A tajemnicy w nutach Góreckiego nie brak. Choreograf ma wspaniałe pole do popisu, chociaż zadanie jest bardzo trudne.

[i]—rozmawiał Bogusław Deptuła[/i]

[b]Kim był Henryk Mikołaj Górecki?[/b]

[b]Wojciech Michniewski:[/b] Postacią zupełnie wyjątkową poprzez swoją upartą odrębność. Tak odrębna jest też jego muzyka, absolutnie własna, niepodporządkowana minimalizmowi, z którym był nietrafnie wiązany, ani modernie, w którą wpisywały się jego najwcześniejsze utwory z lat 50. i 60. Wówczas było jednak kilka podobnie osobnych postaci: przede wszystkim porażający talent wczesnego Krzysztofa Pendereckiego, był Kazimierz Serocki, a trochę później Tomasz Sikorski. Z czasem jednak – od III symfonii – w rozdygotanym dzisiejszym świecie, w którym style i postawy ludzkie zmieniają się nieustannie, Górecki pozostał ostoją prawd muzycznych niezwykle prostych i podstawowych, a równocześnie ogromnie witalnych.

Pozostało 87% artykułu
Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Kultura
Laury dla laureatek Nobla
Kultura
Nie żyje Stanisław Tym, świat bez niego będzie smutniejszy
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kultura
Żegnają Stanisława Tyma. "Najlepszy prezes naszego klubu"