Słodycze mają ostatnio zszarganą reputację. Cukier – biały zabójca, konfitury niemodne, lody tuczą itp. Jedna czekolada uchowała się przed czarnym piarem, a i to tylko gorzka. Gościom należy dziś podawać sałatę. Ale jak przy karnawale nie zjeść choćby faworka, jak w tłusty czwartek odmówić sobie pączka?
Smak słodyczy z dzieciństwa zostaje z nami na całe życie, choćbyśmy przenieśli się w inną strefę kultury i gastronomii. Werters original od niemieckiego dziadka czy różowe marshmallows pozostawiają bez emocji. Emigranci proszą kraj o pączki od Bliklego, krówki z Milanówka i torciki wedlowskie. Znajomy, który przyjechał do Polski po 20 latach pobytu w Kanadzie, poczęstowany kamyczkiem, mało co się nie rozpłakał. Skromniutki cukierek w kolorowej polewie, jak magdalenka u Prousta, poruszył najczulsze struny pamięci.
Nawet ci, którzy narzekają, że polska kuchnia jest tłusta i ciężka, muszą przyznać, że słodycze mamy wspaniałe. Czy angielskojęzyczny cheese cake może się równać z sernikiem zrobionym ze świeżego białego sera (a nie podejrzanej philadelphii) i wiosennych jajek? Kto powie złe słowo o mazurkach, kto nie przyzna, że makowiec z lukrem i skórą pomarańczową na wierzchu to pycha?