Pierwsze edycje Dni Muzyki Kameralnej w Łańcucie zbiegły się z początkiem mojej edukacji w ognisku muzycznym w tym mieście. Uczniowie otrzymywali wejściówki na wszystkie koncerty i skrzętnie z tego korzystałam.
Pierwsza impreza odbyła się na początku czerwca 1961 roku i zamknęła się cyklem trzech koncertów w wykonaniu artystów z Krakowa, Łodzi, Warszawy i Rzeszowa, a na finał Janusz Ambros (dyrektor artystyczny) dyrygował estradowym wykonaniem opery „Orfeusz" Glucka w wykonaniu Chóru i Orkiestry Symfonicznej w Rzeszowie z Krystyną Szostek-Radkową w głównej partii solowej. W 1964 roku łańcuckie Dni Muzyki Kameralnej uzyskały już pełny rozmach. Obok zespołów krajowych wzięli w nich udział po raz pierwszy goście zagraniczni: węgierski Kwartet Smyczkowy im. Bartoka oraz czeski zespół Musici Pragenses. Nigdy nie zapomnę wykonania nowego wówczas dzieła Krzysztofa Pendereckiego – „Stabat Mater" na trzy chóry a capella, przez Chór Państwowej Filharmonii w Krakowie pod batutą Józefa Boka. Krzysztof Penderecki – młody, wysoki, przystojny, jeszcze z bujną czupryną ciemnych włosów, ubrany w jasną gustowną marynarkę, słuchał swojego dzieła, siedząc w piątym albo szóstym rzędzie. Po koncercie chętnie z nami rozmawiał, pytał, skąd jesteśmy, i odpowiadał na nasze pytania.
Drugim artystą, którego podziwiałam jako mała dziewczynka, a który później wielokrotnie udzielał mi wywiadów, jest Stefan Sutkowski – założyciel, dyrektor naczelny i artystyczny Warszawskiej Opery Kameralnej. W 1967 roku przygotował polską prapremierę opery Mozarta „Bastien et Bastienne", a zainteresowanie publiczności było tak duże, że odbyły się aż dwa spektakle.
Również dwukrotnie w 1968 roku Warszawska Scena Kameralna wystawiła operę komiczną Cimarosy „Il Maestro di capella" z fenomenalnym Bernardem Ładyszem w roli głównej.
W tym samym roku po raz pierwszy w ramach Muzycznego Festiwalu w Łańcucie odbył się recital na słynnych barokowych organach w bazylice leżajskiej. Wystąpił młody, ale już światowej sławy organista Joachim Grubich.