Czy współczesny terroryzm narodził się w Niemczech w latach 60. XX w.?
Andres Veiel:
Można tak powiedzieć. Ugrupowania terrorystyczne powstawały w krajach o faszystowskiej przeszłości jako odpowiedź na nią i protest wobec niej – m.in. w Niemczech, we Włoszech, w Hiszpanii, Japonii (japońska Frakcja Czerwonej Armii powstała w 1971 r. – przyp. red.). Korzenie były lewackie. Niemiecki terroryzm należy łączyć z powojenną traumą, z niezgodą młodych ludzi na sytuację, w której u władzy wciąż było wielu byłych nazistów, z wojną wietnamską. Oni chcieli zmian na lepsze i zadawali sobie pytanie będące tytułem filmu.
W czasach najbardziej aktywnej działalności niemieckiej RAF – Frakcji Czerwonej Armii – był pan nastolatkiem. Co pan myślał o tych, którzy ją tworzyli – Gudrun Ensslin, Andreasie Baaderze i innych?
Dorastałem w Stuttgarcie, blisko więzienia w Stammheim, gdzie w 1975 r. rozpoczął się proces RAF. Ci ludzie mi imponowali, bo chcieli zmienić świat. Miałem 15 lat i nie mogłem się z nimi związać. Uważałem się za tchórza, ale też chciałem zmian – uważałem, że nie żyję w sprawiedliwym kraju. Wywodzę się z konserwatywnej rodziny – dziadek służył w Wehrmachcie, ojciec był oficerem. Wiele razy zadawałem sobie pytanie o ich odpowiedzialność za zbrodnie wojenne, o to, czy o nich wiedzieli. W Niemczech lat 70. codziennie stykaliśmy się z faszystami i mieliśmy tego dość. Nosiłem długie włosy, a ludzie mnie za to krytykowali słowami: „Powinieneś zgnić w obozie koncentracyjnym".