Najnowszy album Coldplay to zbiór popowych singli

Płytą „Mylo Xyloto” Coldplay zrywa ostatecznie z rockiem. A poza tym? Sukces! - pisze Jacek Cieślak

Publikacja: 24.10.2011 08:07

Coldplay, Mylo Xyloto, EMI CD 2011

Coldplay, Mylo Xyloto, EMI CD 2011

Foto: materiały prasowe

O tym, że nowy album Brytyjczyków był najlepiej strzeżoną muzyczną tajemnicą, świadczyło pytanie Gwyneth Paltrow: „Kogo mam przelecieć, żeby poznać tę płytę?". Aktorka i żona Chrisa Martina, lidera grupy, zadała je na Twitterze.

Zobacz na Empik.rp.pl

Zagadki nie pomógł rozwiązać tytuł „Mylo Xyloto". Zespół, który jest nękany raczej krytycznie brzmiącymi etykietkami – na przykład „najbardziej przeciętny zespół świata" – dał na okładkę neologizm. Dopiero nabiera znaczenia.

Album, tak jak poprzedni „Viva la Vida!", miał wyprodukować Brian Eno. Ograniczył się do dekonstrukcji tego, co powstało, i ulotnił ze studia, pisząc, że muzyków stać na więcej. Zostawił następujące rady: „Gotuj jak Włoch", „Nie stosuj wszystkich kolorów na każdym obrazie" oraz „Bądź skromny jak rybak, nie unikaj prostych haczyków".

Muzycy zrezygnowali z planu komponowania piosenek podyktowanych scenariuszem filmu w stylu „Yellow Submarine".

Pozostali jednak wierni pomysłowi nagrania concept albumu o zmaganiu się z opresjami współczesnego świata: naciskami w pracy, poczuciem zniewolenia w związkach rodzinnych i miłosnych, a także o próbie ucieczki i poszukiwania nowego szczęścia. Niewykluczone, że „Mylo Xyloto" znaczy właśnie to wszystko.

Zespół zaczął promować nową płytę nietypowo. Na początku czerwca wydał singla „Every Teardrop Is a Waterfall", akcentując rozpoczęcie występów na najważniejszych festiwalach. Piosenka jest zdecydowanie popowa i stanowi credo Chrisa Martina: wszystko złe, co nas spotyka, trzeba przemienić w pozytywną energię. Niestety, tak już w rocku bywa, że dla osiągnięcia katharsis przydaje się trochę toksyn. Eko i joga nie wystarczą.

Tymczasem bohaterem teledysku do monumentalnej ballady „Paradise" stał się... pluszowy słoń. Uciekając z europejskiego zoo, przedostał się na pokład samolotu i poleciał do ojczystej Afryki. To, oczywiście, Chris Martin, który w finale piosenki muzykuje z kolegami, też... słoniami. Chyba prowokują, by nazwać ich muzykę pluszowym rockiem. Jeszcze lżejszym niż kid rock. Z kolei „Charlie Brown" został skomponowany w przyhotelowym domu dla lalek wynajętym dla córki Martina. To świetna piosenka. Ale popowa. Tak jak „Hurts Like Heaven" i „Us against the World". Jedyną rockową na płycie jest „Major Minus". W stylu U2. Dlatego niech nas Coldplay nie tumani, że gra alternatywnie. Stworzył świetny zestaw radiowych singli, do których doliczyć trzeba fortepianowe „Up in Flames".

Trudno jednak zrozumieć „Princess of China", syntezatorowy mezalians z Rihanną. Został chyba obliczony na podbój Chin. Jest przejawem szerszej tegorocznej tendencji w rocku. Lenny Kravitz nagrał płytę wydelikaconą. Kiepską. Tanecznie brzmi nawet nowy kompakt Red Hotów – jest OK. Coldplay idzie drogą Genesis, który rocka symfonicznego zamienił na przeboje Phila Collinsa.

To co będzie dalej, panie Martin? Ano, kolejny przebój.

Coldplay

O tym, że nowy album Brytyjczyków był najlepiej strzeżoną muzyczną tajemnicą, świadczyło pytanie Gwyneth Paltrow: „Kogo mam przelecieć, żeby poznać tę płytę?". Aktorka i żona Chrisa Martina, lidera grupy, zadała je na Twitterze.

Zobacz na Empik.rp.pl

Pozostało 91% artykułu
Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Kultura
Laury dla laureatek Nobla
Kultura
Nie żyje Stanisław Tym, świat bez niego będzie smutniejszy
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Kultura
Żegnają Stanisława Tyma. "Najlepszy prezes naszego klubu"