Reklama

Szczęście ty moje - film Siergieja Łoźnicy

Z Siergiejem Łoźnicą, reżyserem filmu „Szczęście ty moje” rozmawia Anna Kilian

Publikacja: 08.11.2011 14:49

Debiutancka fabuła reżysera jest już na ekranach naszych kin

Debiutancka fabuła reżysera jest już na ekranach naszych kin

Foto: against gravity

Ponad 70 lat totalitarnych rządów w Rosji zaowocowało zniszczeniem moralnego kośćca obywateli. Pokazuje pan ten kraj w „Szczęście ty moje" niczym lekarz wskazujący na objawy choroby i chcący zamknąć usta tym, którzy zaprzeczają jej istnieniu.

Zacytuję Aleksieja Germana (wybitny rosyjski reżyser, m.in. nagrodzonego w Locarno „Mojego przyjaciela Iwana Łapszyna" – przyp. red.), który powiedział: „Nie jestem lekarzem. Jestem bólem". Kino nie leczy chorób społecznych. Nie powinno się oczekiwać od filmowców, że będą dostarczać lekarstw. Obraz filmowy tylko przedstawia pewną ideę. Formułuje problem. Zadaje pytanie. To od widza zależy, jak się do niego odniesie i jaką da odpowiedź.

W pana filmie retrospekcje pokazują powtarzające się wciąż od nowa te same grzechy – podobne akty przemocy i kradzieży. Nie wierzy pan w zmiany na lepsze?

Taka zmiana może nastąpić tylko wówczas, gdy przeszłość zostanie poddana analizie i refleksji. W Rosji historia powtarza się jak w zaklętym kręgu, historia nikogo niczego nie uczy i nawet podstawy etyki odnoszące się do ludzkich relacji nie istnieją. Tam, gdzie nie szanuje się godności człowieka, gdzie panuje bezprawie, a życie jednostki się nie liczy, tam jest miejsce tylko dla degradacji i rozpadu.

Czy w Rosji nawet ci stroniący od polityki, zwykli, uczciwi ludzie, którzy nie chcą się do niczego mieszać, nie mają szansy na spokojne życie? Tak to wygląda w „Szczęście ty moje".

Reklama
Reklama

Żadne dzieło sztuki nie może odzwierciedlić pełnego spektrum życia. Pokazuje tylko wycinek całości. Gdyby było inaczej, to obejrzawszy „Dom zły" Wojtka Smarzowskiego, mógłbym panią zapytać: „czy wszyscy Polacy są tacy, jak na ekranie? Jeśli tak, to jak w ogóle można żyć w takim kraju?".

Przeczytaj cały artykuł na www.uwazamrze.pl

Ponad 70 lat totalitarnych rządów w Rosji zaowocowało zniszczeniem moralnego kośćca obywateli. Pokazuje pan ten kraj w „Szczęście ty moje" niczym lekarz wskazujący na objawy choroby i chcący zamknąć usta tym, którzy zaprzeczają jej istnieniu.

Zacytuję Aleksieja Germana (wybitny rosyjski reżyser, m.in. nagrodzonego w Locarno „Mojego przyjaciela Iwana Łapszyna" – przyp. red.), który powiedział: „Nie jestem lekarzem. Jestem bólem". Kino nie leczy chorób społecznych. Nie powinno się oczekiwać od filmowców, że będą dostarczać lekarstw. Obraz filmowy tylko przedstawia pewną ideę. Formułuje problem. Zadaje pytanie. To od widza zależy, jak się do niego odniesie i jaką da odpowiedź.

Reklama
Kultura
Córka lidera Queen: filmowy szlagier „Bohemian Rhapsody" pełen fałszów o Mercurym
Kultura
Ekskluzywna sztuka w Hotelu Warszawa i szalone aranżacje
Kultura
„Cesarzowa Piotra”: Kristina Sabaliauskaitė o przemocy i ciele kobiety w Rosji
plakat
Andrzej Pągowski: Trzeba być wielkim miłośnikiem filmu, żeby strzelić sobie tatuaż z plakatem do „Misia”
Patronat Rzeczpospolitej
Warszawa Singera – święto kultury żydowskiej już za chwilę
Reklama
Reklama