Niemal dokładnie ćwierć wieku temu III symfonia „Symfonia pieśni żałosnych" zrobiła oszałamiającą karierę. Płyta z utworem, w interpretacji zresztą brytyjskich muzyków, zawojowała listy przebojów. A w zestawieniach najsłynniejszych dzieł muzyki poważnej wszech czasów III symfonię Góreckiego porównywano z muzyką Beethovena czy Mozarta.
Czas, który minął, potwierdził wartość tego utworu. Na kolejne pokolenia ta niezwykle prosta muzyka – którą zresztą po prawykonaniu w Polsce spostponowało wielu czołowych krytyków – wciąż działa z równą siłą. Nowa płyta z III symfonią wydana przez Domino Recording w ciągu zaledwie kilku dni znalazła się na pierwszym miejscu brytyjskiej listy przebojów muzyki klasycznej.
Jest to wszakże nietypowa interpretacja, spotkanie dwóch różnych muzycznych światów. Narodową Orkiestrę Symfoniczną Polskiego Radia poprowadził Krzysztof Penderecki, partię solową zaśpiewała Beth Gibbons, wokalistka słynnej ongiś triphopowej formacji Portishead.
Płyta jest zapisem koncertu, który odbył się w 2014 roku w Operze Narodowej. Tego wieczoru inny bohater rockowego świata, Bryce Dessner, zaprezentował też utwór „Réponse Lutosławski", swą odpowiedź na „Muzykę żałobną" Lutosławskiego, którą uważa za jeden z najważniejszych utworów na orkiestrę smyczkową.
Górecki wykorzystał w III symfonii dwie dawne melodie polskie, w części środkowej posłużył się tekstem pożegnaniem, które młoda dziewczyna więziona w Zakopanem przez gestapo napisała na ścianie do swojej matki. Górecki był wrogiem wylewnej uczuciowości, uważał, że silne emocje można przekazać w prosty, surowy sposób. Dlatego od śpiewaczek III symfonii wymagał skupienia i prostoty. O pierwszej wykonawczyni, słynnej Stefanii Woytowicz, która miała skłonność do wokalnej afektacji, powiedział, że była okropna.