„Wszystko gra"?
Marta Ignerska:
Jak najbardziej. Cieszę się z wygranej, zresztą w Bolonii zwyciężam po raz drugi. Cztery lata temu udało się książką „Tuwim. Wiersze dla dzieci". Wtedy na targach nikt mnie nie zaczepiał, żeby o tej książce pogadać, kupić licencję. Trochę to rozumiem, bo książki oparte na poezji zawsze słabiej się sprzedają. Wyjechałam z trochę mocniejszym portfolio. Jestem ciekawa, jak będzie teraz. „Wszystko gra" ma większe szanse, jest proste, uniwersalne, podejmuje nieoklepany temat. Niestety, Bologna Ragazzi Award nie niesie ze sobą żadnej nagrody finansowej. Statuetka trafia do wydawcy, ilustrator nie jest tam nawet oficjalnie zaproszony. Mam nadzieję jednak, że ta nagroda otworzy mi drogę do współpracy z innymi wydawnictwami, w końcu to jedna z największych na świecie.
Jury w uzasadnieniu przyznania pani głównej nagrody napisało, że doceniło poczucie humoru i powagę rysunków. Widać nawiązania do sztuki antycznej, Picassa, ekspresjonizmu. Po co to dzieciom?
– Ten rok został ogłoszony Rokiem Janusza Korczaka, który kiedyś powiedział: „Nie ma dzieci, są ludzie". Staram się dzieci traktować serio. Mam wielki szacunek dla ich wyobraźni, chcę pokazać, że istnieje alternatywa dla świata lalek Barbie. Poza tym przecież to często my, dorośli, czytamy naszym dzieciom. Nie rozumiem, dlaczego mamy się wtedy nudzić. Zabawa polega na odnajdywaniu znaczeń – im więcej, tym lepiej. Grupa instrumentów muzycznych, bohaterów książki to nic innego jak przekrój przez ludzkie charaktery. Bardzo mi pomógł tekst Anny Czerwińskiej-Rydel, która opisuje moment przed rozpoczęciem koncertu orkiestry symfonicznej. Muzycy stroją instrumenty, słychać chaos i hałas. Wchodzi dyrygent i nadaje temu kształt. Nie musiałam nic wymyślać – wszystko jest w tekście, trzeba było tylko to usłyszeć i zmienić formę – z muzycznej na plastyczną. Znalazłam to przeciwieństwo, które było osią kompozycji, nadało sens całości: entropia/porządek. I gotowe.