Charlotte Rampling opowiada o filmowych spotkaniach i starości

Wspaniała europejska aktorka Charlotte Rampling o życiu, zawodzie i pogodzeniu ze światem

Publikacja: 14.05.2012 15:18

Charlotte Rampling Brytyjka, rocznik 1946. Ostatnio polscy widzowie oglądali ją w „Melancholii” Trie

Charlotte Rampling Brytyjka, rocznik 1946. Ostatnio polscy widzowie oglądali ją w „Melancholii” Triera, „Młynie i krzyżu” Majewskiego. Zagrała w prawie 100 filmach, m.in. Viscontiego, Oshimy, Chereau, Allena, Lumeta, Ozona. Laureatka Europejskiej Nagrody Filmowej za rolę w „Basenie”. Ma dwoje dzieci. Przez 20 lat była żoną Jeana-Michela-Jarre’a. Film „Charlotte Rampling. Spojrzenie” Angeliny Maccarone będzie pokazywany na Planet+ Doc Film Festival

Foto: Planet+doc Film Festival

Co dla pani znaczy „być aktorką"?

Charlotte Rampling: Nie wiem i to nie jest żadna kokieteria. Zawsze myślałam: „Jestem inna niż gwiazdy, z którymi stykam się na planach filmowych". Nie uganiałam się za rolami, nie miałam ambicji, żeby nieustannie pracować. Traktowałam aktorstwo jako jedno z doświadczeń, swojego rodzaju naukę życia. Może dlatego szukałam bohaterek, z którymi w jakiś sposób potrafiłam się zindentyfikować. „Granie" nigdy mnie nie interesowało.

Ale zaczęła pani występować jako siedemnastolatka.

Agent odkrył mnie na ulicy. Dostałam rolę, potem następną. Jak mi się zaczęło nudzić w Anglii, wyjechałam do Włoch. Lubię iść pod prąd. Nie znoszę szablonów i klatek, w które ludzie się zamykają. Nie cierpię czuć się częścią grupy. Wolę podążać własną drogą, nawet jeśli jest ona wyboista.

W życiu zawodowym zdarzało się pani podejmować bardzo odważne decyzje.

Nie boję się ryzykować. Miałam niewiele ponad 20 lat, gdy tragicznie zginęła moja siostra. Matka nigdy się po tej tragedii nie podniosła. W jednej chwili straciłam dwie najbliższe osoby, a ojciec związał się z nową kobietą. Także dlatego postanowiłam zmienić wszystko. Zacząć od nowa. Przestać się bać.

We Włoszech spotkała pani Luchino Viscontiego.

Kiedy w 1996 roku zaproponował mi rolę w „Zmierzchu bogów", odpowiedziałam, że mam 23 lata, krótką spódniczkę, wychowałam się w swingującym Londynie i nie mam pojęcia o cierpieniach dojrzałej kobiety, matki dwojga dzieci. Ale nalegał: „Ucharakteryzuję cię na kobietę trzydziestokilkuletnią, ubiorę w piękne stroje, wtłoczę w sytuację, w jakiej nigdy dotąd nie byłaś. A ty ją zrozumiesz, widzę to w twoich oczach".

W „Nocnym portierze" zagrała pani byłą więźniarkę obozu koncentracyjnego, a potem żonę milionera, złączoną szaloną namiętnością ze swoim katem.

Po tragediach rodzinnych miałam w sobie mnóstwo bólu. Byłam rozerwana wewnętrznie. I chyba reżyserzy to czuli. Miałam ładną buzię, a przyciągałam role koszmary. Kiedy urodziłam dziecko, pomyślałam: „Teraz wszystko się zmieni, będę grać miłe dziewczyny z sąsiedztwa". Ale nic takiego się nie stało. Nadal dostawałam podobne role i musiałam nauczyć się z tym żyć.

Po premierze filmu Liliany Caviani w 1974 roku miała pani okropne recenzje. Nie przejmowała się pani?

Oczywiście, że się przejmowałam. Ale z biegiem czasu ten film stał się dla mnie niemal wizytówką. Czasem znajomi pytają, czy nie drażni mnie, że zagrałam tyle ról, a ludzie kojarzą mnie głównie z „Nocnym portierem". Ależ skąd! To szczęście, gdy widzowie znają cię choćby z jednego filmu...

Pracowała pani z Viscontim, Oshimą, Chereau, Allenem, Lumetem. Dzisiejsze kino jest inne niż w latach 70. Dostaje pani dobre scenariusze?

W kinie zawsze było sporo chłamu. Perełki zdarzają się rzadko i trzeba mieć dużo szczęścia, by trafiły do ciebie. Mnie się udawało, ale nigdy nie było to dla mnie sprawą życia i śmierci. Ostatnio gram non stop od sześciu lat i już czuję, że powinnam odpocząć. Nabrać dystansu.

Aktorzy zwykle boją się milczącego telefonu.

A ja lubię nie pracować. Bo wtedy mnóstwo czytam, spaceruję, myślę, chodzę do kina i teatru. Podróżuję, spotykam się ze znajomymi. Aż w końcu zdarzy się fajny projekt.

A nie zdarzy się – trudno. Nie wolno wpadać w nastrój: „Nikt mnie nie chce, starzeję się". Mam 65 lat i czuję się świetnie.

Jakie piękne momenty pani wspomina?

Tyle ich było... Szczęśliwe chwile w dzieciństwie, cudowne związki z mężczyznami. Spotkania z wielkimi reżyserami, fajne dzieci. Czuję się szczęściarą.

A jest coś, czego pani żałuje?

Oczywiście, tyle że nauczyłam się z tym żyć. Żal jest strasznym uczuciem i trzeba sobie z nim dać radę. Nie wolno mówić: „Mogłam to zrobić". Nie zrobiłaś i daj sobie spokój. Dużo czasu mi zajęło, by to zrozumieć.

Teraz już umie pani żyć?

Chyba tak. Czuję się pogodzona ze sobą, swoim ciałem, swoją wrażliwością.

Nie boi się pani starzenia?

Każdy się tego boi. Ale dziwią mnie 70-letnie aktorki, które udają nastolatki. Tak samo jak operacje plastyczne. Zmarszczki to mapa twojego życia. Nigdy bym się ich nie pozbyła.

Dzisiaj, mając swoją wiedzę, wybrałaby pani zawód aktorski?

Absolutnie nie. W tym życiu już chyba nie zdążę, ale gdybym dostała jeszcze jedno, zaczęłabym pisać. Uwielbiam dzienniki Sylvii Plath. Tak właśnie chciałabym pisać.

Wygląda pani na osobę spełnioną.

Człowiek nigdy nie jest spełniony na zawsze. Dzisiaj na ekrany wchodzą moje filmy, jest mi dobrze. Ale to może trwać chwilę. A co będzie potem? Nie wiem. Ale coś będzie.

—rozmawiała Barbara Hollender

Co dla pani znaczy „być aktorką"?

Charlotte Rampling: Nie wiem i to nie jest żadna kokieteria. Zawsze myślałam: „Jestem inna niż gwiazdy, z którymi stykam się na planach filmowych". Nie uganiałam się za rolami, nie miałam ambicji, żeby nieustannie pracować. Traktowałam aktorstwo jako jedno z doświadczeń, swojego rodzaju naukę życia. Może dlatego szukałam bohaterek, z którymi w jakiś sposób potrafiłam się zindentyfikować. „Granie" nigdy mnie nie interesowało.

Pozostało 90% artykułu
Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Kultura
Laury dla laureatek Nobla
Kultura
Nie żyje Stanisław Tym, świat bez niego będzie smutniejszy
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Kultura
Żegnają Stanisława Tyma. "Najlepszy prezes naszego klubu"