Przed MoMA ustawia się długa kolejka. Aby nie stracić w niej miejsca, ludzie śpią na karimatach przed muzeum. Niektórzy przylecieli z drugiego końca świata tylko po to, aby spojrzeć jej w oczy. Nie wszyscy wytrzymują tego spojrzenia; są tacy, którzy wybuchają płaczem, inni się uśmiechają. Jedni zostają minutę, inni tkwią na krześle pół dnia; ci ostatni muszą sprostać również presji oczekującego tłumu. Są wreszcie i tacy, którzy chcą wykonać swój własny performance, ale ci są błyskawicznie usuwani przez czujną ochronę. „Jeżeli to potrwa dłużej, wcześniej czy później ktoś ją zastrzeli" – mówi ktoś półżartem do kamery. Temperatura emocji jest ogromna. Ludzie, którzy wreszcie się doczekali, opowiadają, że przeżyli coś wyjątkowego; zwykle brakuje im słów, aby dokładnie opisać to doświadczenie. Jego smak chcą poznać również gwiazdy. Naprzeciwko Mariny zasiadają Sharon Stone, Isabella Rossellini, Björk. Nawiasem mówiąc, nie muszą stać w ogonku. Sława ma swoje przywileje, czego zresztą Akers nie pokazuje. Pozwala nam za to obejrzeć inne sceny; na przykład ponowne spotkanie Mariny z Ulayem.
Melodramat
Abramović to córka pary jugosłowiańskich bohaterów narodowych. W czasie wojny walczyli w komunistycznej partyzantce. Później, okryci chwałą, zostali dygnitarzami reżimu marszałka Tity. Zafundowali Marinie żołnierskie wychowanie, żelazną dyscyplinę, surowe kary. Performance Abramović pełne są autoagresywnych gestów, przemocy, bólu. Powraca w nich temat opresji, jakiej jednostka poddawana jest przez rodzinę, naród, system, tradycję. Akcje przybierają często formy rytuałów, niemalże egzorcyzmów. Ważną rolę odgrywa w nich kontekst Jugosławii, ale Marina opuściła kraj przed niemal 40 laty. W 1976 r. poznała Franka Uwe Laysiepena, niemieckiego performera występującego pod pseudonimem Ulay. Przez ponad 10 lat byli nierozłączni, wędrowali po Europie i wykonywali performance w duecie. Mieszkali w kempingowym samochodzie, który również został wystawiony w MoMA. Ich love story zakończyła się w Chinach. W 1988 r. wykonali ostatnią wspólną akcję „Kochankowie. Wielki mur". Ulay stanął na jednym końcu Wielkiego Muru Chińskiego, Marina na drugim i ruszyli ku sobie. Każde z nich przeszło ponad 2500 km. Spotkali się na środku, aby powiedzieć sobie „Żegnaj".
Za tym gestem kryła się desperacja porzuconej kobiety po czterdziestce, artystki sławnej w kręgach wtajemniczonych, ale niemającej domu i tworzącej sztukę, której nie da się sprzedać. W filmie Akersa Marina opowiada, że to właśnie wtedy postanowiła zrobić na swoim radykalizmie pieniądze. Wraz z nimi odkryła zamiłowanie do mody, blichtru, operacji plastycznych i do budowania własnego mitu. Film Akersa to kolejny etap tej budowy. Abramović gra w nim postać heroiczną, ale także bohaterkę melodramatyczną. Artystka nie chciała widzieć Ulaya przez 20 lat. Teraz decyduje się z nim spotkać. To intymna chwila, ale rozgrywa się przed kamerą, a byli kochankowie opowiadają widzom o swoich uczuciach. Chwilę później oglądamy spotkanie po latach jeszcze raz, Ulay pojawia się w MoMA. Siada naprzeciwko Mariny, ona podnosi wzrok, patrzą sobie w oczy, oboje mają w nich łzy. Scena jest wzruszająca, oklaskuje ją kilkaset osób, które czekają na tete-a-tete z artystką. Wśród publiczności jest Klaus Biesenbach, człowiek, który w latach 90. wymyślił Biennale w Berlinie i stworzył Instytut Kunstwerke, a teraz robi karierę w MoMA. To właśnie on jest kuratorem nowojorskiej wystawy Abramović, a do niedawna był jej kochankiem. W świecie Mariny życie, miłość i sztuka splatają się w ciasny węzeł, wiązany na żywo przed obiektywem kamery.
Uwierz w sztukę!
Nowojorskie muzeum wystąpiło jako wzmacniacz niesamowitej charyzmy Abramović. Teraz takim wzmacniaczem jest film Akersa. Tej charyzmie trudno się oprzeć. „Artystka obecna" zrobiła furorę na ostatnim festiwalu w Berlinie, zdobyła tam nagrodę publiczności. To fascynujący film również dlatego, że pokazuje, jak sztuka zmienia się w fenomen funkcjonujący na styku sławy, mediów, awangardy, popkultury i religii. W filmie Akersa śledzimy, jak na fundamentach nowoczesnego racjonalizmu rośnie gmach wybudowany z emocji i uniesień, przed którymi kapituluje krytyczny dyskurs i zdrowy rozsądek. Ten gmach ma kształt świątyni, w której kapłanką jest artystka – dostępna dla każdego i jednocześnie wyposażona w atrybuty nadludzkiej bohaterki, w której oczach może przeglądać się społeczeństwo. Czy te oczy mogą kłamać? W morzu entuzjastycznych reakcji na performance artystki utonęło kilka głosów krytycznych, zwracających uwagę, że Abramović wymieniła dawny radykalizm i bezpośredniość swojej sztuki na techniki manipulowania zbiorowymi emocjami i strategie budowania wizerunku. Jednak potrzebujemy przecież w coś wierzyć – dlaczego więc nie wierzyć w Marinę? •
„Marina Abramović: The artist is present", reż. Matthew Akers, USA, 2012. Film jest Wydarzeniem Specjalnym festiwalu filmowego T-Mobile Nowe Horyzonty we Wrocławiu. Pokazy odbędą się 20, 21, 27 i 28 lipca. Więcej: www.nowehoryzonty.pl.