Uwierz w Marine

S?wia?tynie traca? na popularnos?ci, ale ponowoczesny lud goto?w jest czcic? artysto?w. Na polskie ekrany wchodzi włas?nie film, kto?ry przedstawia wyja?tkowo histeryczny przypadek takiego kultu – kapitalny dokument Matthew Akersao wystawie Mariny Abramović

Publikacja: 08.07.2012 19:00

Uwierz w Marine

Foto: archiwum artysty

Ten obraz to historia jednego z największych sukcesów muzealnych ostatnich lat – retrospektywy jugosłowiańskiej performerki w nowojorskim MoMA. Podobnie jak wystawa nazywa się „Artystka obecna". Marina była rzeczywiście obecna w MoMA i wywołała emocje, które da się porównać tylko z religijnym uniesieniem.

Niewidzialna sztuka

Ma 66 lat. Sama siebie nazywa „babcią". Krytycy wolą jednak nazywać ją „diwą". To klasyczka performance'u. Ściślej mówiąc, body artu – nurtu, w którym tworzywem artysty jest jego własne ciało. Marina swoje wystawiała na ciężkie próby. Cięła je nożami, pozbawiała powietrza, zmuszała do skrajnego wysiłku, wydawała na pastwę płomieni, lodu, węży dusicieli, a także publiczności, która w słynnym performansie „Rythm 0" z 1974 r. maltretowała i upokarzała całkowicie bierną artystkę.

Performance jest sztuką bez przedmiotu, bez dzieła, które można by wstawić do muzeum. To efemeryczna twórczość, która spala się w chwili napięcia między artystą a publicznością. Ruch performance wywodzi się z kontrkultury przełomu lat 60. i 70. Tradycyjnie była to dziedzina alternatywna, body art był zaś niszą w niszy. To nurt uprawiany przez radykałów, którzy gotowi są do rozlewu (własnej) krwi. Gwałcenie tabu, prowokacje, wyzwania rzucane obyczajowym normom – to w tej grze podstawowe posunięcia.

W undergroundzie nie ma miejsca na „diwy", ale Abramović od dawna nie siedzi już w podziemiu. Jej wystawa w MoMA przyciągnęła kilkaset tysięcy widzów. Performerka przez trzy miesiące była bohaterką mediów, jest ulubienicą kreatorów mody i wdzięczną modelką słynnych fotografów – nie mówiąc już o kolekcjonerach, którzy za jej sztukę są gotowi bardzo słono płacić. Jak to się stało, że alternatywna artystka stała się heroiną masowego spektaklu? To jedno z pytań, na które odpowiedź przynosi film Akersa.

Nadludzka Marina

W filmie „The Artist is Present" Marina Abramović ma zdrowe poczucie autoironii, odkrywa przed kamerą swoje słabości. Ludzka twarz nie przeszkadza jednak tej postaci przybierać nadludzkiego wymiaru. Marina zdaje się wyłączona z ograniczeń, które krępują zwykłych śmiertelników. Nie ima się jej czas. W wieku 66 lat jest olśniewająco piękna, jej sprawność fizyczna budzi respekt. Przez cztery dekady podróżowała po świecie – od australijskich pustyń po Tybet – poznając techniki kontroli ciała, systemy treningu ducha, rytuały teatralne. Potrafi zrobić więcej niż zwykły człowiek. Potrafi także więcej wytrzymać.

Jest rok 2010. Akers towarzyszy Marinie w przygotowaniach do jej retrospektywy w MoMA. Co jednak pokazać na takiej wystawie, skoro cała materia sztuki Abramović to historia ulotnych zdarzeń?

Przed laty artystka oraz jej marszand, nowojorski galerzysta Sean Kelly, wymyślili, jak sprzedać tę nieuchwytną twórczość. Oferowali kolekcjonerom precyzyjnie wybrane fotografie dokumentacyjne z performance'em, w ekskluzywnych i bardzo drogich edycjach. Patent się przyjął, dziś w ten sposób funkcjonują na rynku dziesiątki performerów.

Teraz Marina dokonała nowego wynalazku: wymyśliła, jak zrobić muzealną apoteozę bogini performance'u.

Oczy artystki

Na początku filmu widzimy artystkę otoczoną gronem młodych ludzi. Marina zabiera ich wszystkich do swojej wiejskiej posiadłości nad rzeką Hudson. Tam rozpoczyna się trening: medytacje, kąpiele nago w rzece, obejmowanie drzew, ćwiczenia oddechowe, wprawianie się do bycia „tu i teraz". To wstęp do właściwej nauki – najsłynniejszych historycznych performance'ów Mariny. W czasie trwania wystawy będą je wykonywać w salach MoMA, powtarzać przez wiele godzin, codziennie, przez trzy miesiące – niczym żywe rzeźby.

Sztuki performance nie ma bez performera. I dlatego przez cały czas trwania wystawy artystka będzie obecna w muzeum. Abramović przygotowuje się do performance'u życia – i to on jest właściwym tematem filmu Akersa. 14 marca 2010 r. otwiera się wystawa, a Marina Abramović zasiada za stołem, na krześle ustawionym w atrium MoMA. Ubrana w długą suknię królowej performance'u będzie wracać na to krzesło codziennie i siedzieć, dopóki ostatni widz nie opuści galerii. Naprzeciwko ustawione jest drugie krzesło – dla zwiedzających. Ludzie przychodzą, siadają, a wtedy artystka patrzy im w oczy.

Akers po mistrzowsku dramatyzuje ten nieruchomy performance. Pokazuje, jak cierpi fizycznie performerka, która przez wiele godzin nie je, nie pije, nie odzywa się, nie korzysta z toalety i trwa w kompletnym bezruchu. Każdy dzień jest trudniejszy od poprzedniego, a wystawa długa. Prawdziwy dramat rozgrywa się jednak vis-a-vis artystki, na krześle przeznaczonym dla publiczności.

Przed MoMA ustawia się długa kolejka. Aby nie stracić w niej miejsca, ludzie śpią na karimatach przed muzeum. Niektórzy przylecieli z drugiego końca świata tylko po to, aby spojrzeć jej w oczy. Nie wszyscy wytrzymują tego spojrzenia; są tacy, którzy wybuchają płaczem, inni się uśmiechają. Jedni zostają minutę, inni tkwią na krześle pół dnia; ci ostatni muszą sprostać również presji oczekującego tłumu. Są wreszcie i tacy, którzy chcą wykonać swój własny performance, ale ci są błyskawicznie usuwani przez czujną ochronę. „Jeżeli to potrwa dłużej, wcześniej czy później ktoś ją zastrzeli" – mówi ktoś półżartem do kamery. Temperatura emocji jest ogromna. Ludzie, którzy wreszcie się doczekali, opowiadają, że przeżyli coś wyjątkowego; zwykle brakuje im słów, aby dokładnie opisać to doświadczenie. Jego smak chcą poznać również gwiazdy. Naprzeciwko Mariny zasiadają Sharon Stone, Isabella Rossellini, Björk. Nawiasem mówiąc, nie muszą stać w ogonku. Sława ma swoje przywileje, czego zresztą Akers nie pokazuje. Pozwala nam za to obejrzeć inne sceny; na przykład ponowne spotkanie Mariny z Ulayem.

Melodramat

Abramović to córka pary jugosłowiańskich bohaterów narodowych. W czasie wojny walczyli w komunistycznej partyzantce. Później, okryci chwałą, zostali dygnitarzami reżimu marszałka Tity. Zafundowali Marinie żołnierskie wychowanie, żelazną dyscyplinę, surowe kary. Performance Abramović pełne są autoagresywnych gestów, przemocy, bólu. Powraca w nich temat opresji, jakiej jednostka poddawana jest przez rodzinę, naród, system, tradycję. Akcje przybierają często formy rytuałów, niemalże egzorcyzmów. Ważną rolę odgrywa w nich kontekst Jugosławii, ale Marina opuściła kraj przed niemal 40 laty. W 1976 r. poznała Franka Uwe Laysiepena, niemieckiego performera występującego pod pseudonimem Ulay. Przez ponad 10 lat byli nierozłączni, wędrowali po Europie i wykonywali performance w duecie. Mieszkali w kempingowym samochodzie, który również został wystawiony w MoMA. Ich love story zakończyła się w Chinach. W 1988 r. wykonali ostatnią wspólną akcję „Kochankowie. Wielki mur". Ulay stanął na jednym końcu Wielkiego Muru Chińskiego, Marina na drugim i ruszyli ku sobie. Każde z nich przeszło ponad 2500 km. Spotkali się na środku, aby powiedzieć sobie „Żegnaj".

Za tym gestem kryła się desperacja porzuconej kobiety po czterdziestce, artystki sławnej w kręgach wtajemniczonych, ale niemającej domu i tworzącej sztukę, której nie da się sprzedać. W filmie Akersa Marina opowiada, że to właśnie wtedy postanowiła zrobić na swoim radykalizmie pieniądze. Wraz z nimi odkryła zamiłowanie do mody, blichtru, operacji plastycznych i do budowania własnego mitu. Film Akersa to kolejny etap tej budowy. Abramović gra w nim postać heroiczną, ale także bohaterkę melodramatyczną. Artystka nie chciała widzieć Ulaya przez 20 lat. Teraz decyduje się z nim spotkać. To intymna chwila, ale rozgrywa się przed kamerą, a byli kochankowie opowiadają widzom o swoich uczuciach. Chwilę później oglądamy spotkanie po latach jeszcze raz, Ulay pojawia się w MoMA. Siada naprzeciwko Mariny, ona podnosi wzrok, patrzą sobie w oczy, oboje mają w nich łzy. Scena jest wzruszająca, oklaskuje ją kilkaset osób, które czekają na tete-a-tete z artystką. Wśród publiczności jest Klaus Biesenbach, człowiek, który w latach 90. wymyślił Biennale w Berlinie i stworzył Instytut Kunstwerke, a teraz robi karierę w MoMA. To właśnie on jest kuratorem nowojorskiej wystawy Abramović, a do niedawna był jej kochankiem. W świecie Mariny życie, miłość i sztuka splatają się w ciasny węzeł, wiązany na żywo przed obiektywem kamery.

Uwierz w sztukę!

Nowojorskie muzeum wystąpiło jako wzmacniacz niesamowitej charyzmy Abramović. Teraz takim wzmacniaczem jest film Akersa. Tej charyzmie trudno się oprzeć. „Artystka obecna" zrobiła furorę na ostatnim festiwalu w Berlinie, zdobyła tam nagrodę publiczności. To fascynujący film również dlatego, że pokazuje, jak sztuka zmienia się w fenomen funkcjonujący na styku sławy, mediów, awangardy, popkultury i religii. W filmie Akersa śledzimy, jak na fundamentach nowoczesnego racjonalizmu rośnie gmach wybudowany z emocji i uniesień, przed którymi kapituluje krytyczny dyskurs i zdrowy rozsądek. Ten gmach ma kształt świątyni, w której kapłanką jest artystka – dostępna dla każdego i jednocześnie wyposażona w atrybuty nadludzkiej bohaterki, w której oczach może przeglądać się społeczeństwo. Czy te oczy mogą kłamać? W morzu entuzjastycznych reakcji na performance artystki utonęło kilka głosów krytycznych, zwracających uwagę, że Abramović wymieniła dawny radykalizm i bezpośredniość swojej sztuki na techniki manipulowania zbiorowymi emocjami i strategie budowania wizerunku. Jednak potrzebujemy przecież w coś wierzyć – dlaczego więc nie wierzyć w Marinę? •

„Marina Abramović: The artist is present", reż. Matthew Akers, USA, 2012. Film jest Wydarzeniem Specjalnym festiwalu filmowego T-Mobile Nowe Horyzonty we Wrocławiu. Pokazy odbędą się 20, 21, 27 i 28 lipca. Więcej: www.nowehoryzonty.pl.

Ten obraz to historia jednego z największych sukcesów muzealnych ostatnich lat – retrospektywy jugosłowiańskiej performerki w nowojorskim MoMA. Podobnie jak wystawa nazywa się „Artystka obecna". Marina była rzeczywiście obecna w MoMA i wywołała emocje, które da się porównać tylko z religijnym uniesieniem.

Niewidzialna sztuka

Pozostało 97% artykułu
Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Kultura
Laury dla laureatek Nobla
Kultura
Nie żyje Stanisław Tym, świat bez niego będzie smutniejszy
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Kultura
Żegnają Stanisława Tyma. "Najlepszy prezes naszego klubu"