Sierociniec w Aszchabadzie
Jako kierowniczka sierocińca wyruszyła do Uzbekistanu, skąd jej podopieczni mieli zostać ewakuowani do Indii. W Aszchabadzie dotarła do kierownika polskiej placówki opieki społecznej, którym okazał się Michał Tyszkiewicz – jej mąż, którego nie widziała od czasu aresztowania. Razem z nią przybyła pierwsza grupa dzieci. „Wysypała się oto z wagonów – opisywała Ordonka przyjazd podopiecznych – w tę noc aszchabadzką gromadka małych nędzarzy, pozbawionych wszystkiego – włącznie z sercem rodzicielskim, które zastygło gdzieś pod śniegiem... Kołysała się tylko na wietrze stacyjna lampa, rzucając raz cień, a raz światło na umęczone, wymizerowane twarze dzieci. Tragiczna gromada wyciągnęła się w długi pochód. Parami – parami szło nieszczęście z chorobą, głód z wszami – do autobusów, ledwo wlokąc nogami... Halo, halo, czyż nie widzicie, że w tych autobusach jadą najnieszczęśliwsze na świecie dzieci, dzieci więźniowie, dzieci wykolejeńcy, dzieci sieroty, dzieci starcy".
Przy pomocy męża zorganizowała transport dla 200 sierot – nie mogła czekać na dalsze, bo Sowieci odmówili przedłużenia pobytu hinduskim kierowcom. Robiła, co mogła, po kilku latach, już w Palestynie, napisała, że „chociaż w morzu nieszczęść, w jakich utonęła ludzkość, ta historia garstki tułaczych dzieci jest kroplą, niemniej może trafi do serc tych wszystkich, którzy walczą o sprawiedliwy, miłosierny, ludzki świat". Szczególnie poruszający jest opis wyjazdu konwoju z małymi podopiecznymi:
„[...] samochody z dziećmi, wyjechawszy z miasta, zaczęły pustynną najpierw drogą zbliżać się ku pasmu wysokich gór, po którego szczytach snuła się granica. Tysiące długich mil, przebytych w ostatecznej niedoli, dzieliło jadących od innej granicy tego samego państwa, do którego ich wwieziono brutalną przemocą. Linia, którą mieli przed sobą, obejmowała swoim obwodem największy państwowy obszar świata i zamykała równocześnie najstraszniejsze więzienie. Poza nią była wolność".
Konwój trafił do Bombaju, a chora na gruźlicę Ordonka do sanatorium Bel-Air w Panchgani. Ale zanim to nastąpiło, na redzie portu pojawił się polski transportowiec SS „Kościuszko" z Janem Strzemboszem na pokładzie. Stał kilka tygodni i w tym czasie na nowo rozkwitł romans piosenkarki z oficerem. Ponownie tańczyli, spacerowali, ona dla niego śpiewała. Odmówiła wykonania tylko „Uliczki w Barcelonie" – dobrze pamiętała, kto był autorem tekstu. Kilka miesięcy później „Kościuszko" znów przybił do Bombaju, ale Ordonka kolejne spotkanie odpokutowała nawrotem choroby – po powrocie do sanatorium praktycznie została przykuta do łóżka.
W listach do Strzembosza nie ukrywała uczucia, obdarzała go miłością, którą rozłąka podsycała. Korespondencja była wielokrotnie przerywana, listy wędrowały tygodniami – Strzembosz pływał po różnych zakątkach świata. Ale kontakt trwał, podtrzymując Hankę na duchu. W tym czasie Michała Tyszkiewicza przeniesiono do Teheranu i ściągnął żonę do siebie. Lekarze uznali, że klimat stolicy Persji będzie dla niej odpowiedni, nie mieli jednak racji. Choroba postępowała, wobec czego zaproponowano przeprowadzkę do Palestyny. Tam Ordonka miała spędzić ostatnie lata życia.
Palestyna
Tyszkiewicz wiedział o romansie żony ze Strzemboszem, ale nigdy z nią na ten temat nie rozmawiał. Listy wysyłane na adres polskiego poselstwa w Teheranie przynosił jej bez słowa, nie zadawał też żadnych pytań. I jak zwykle najbardziej pochłaniała go praca.
Ordonka czuła się coraz gorzej, ale zaczęła koncertować – w Palestynie stacjonowała ewakuowana z ZSRS armia Andersa. A do tego jeszcze ogromna liczba uciekinierów z terenów Rzeczypospolitej – język polski rozbrzmiewał na każdym kroku. Doszło nawet do tego, że gdy Hanka zapytała po angielsku policjanta na ulicy, ten zdziwił się, że nie mówi po polsku!
Zobowiązała się do 10 koncertów, ostatecznie dała ich 40. Tym razem lekarze uznali, że to zbyt wiele i Ordonka wyjechała do Bejrutu, a następnie skierowano ją do sanatorium w górach Libanu. Z pobytem na Bliskim Wschodzie wiąże się ostatnia tragiczna sprawa uczuciowa w życiu Hanki. Nawiązała romans z leczącym ją lekarzem, który zakochany w niej bez pamięci popełnił samobójstwo. Nie zważał na to, że miał rodzinę, dzieci i ustaloną pozycję w środowisku. Jego śmierć była wstrząsem dla Ordonki, a sensacja towarzysząca aferze fatalnie odbiła się na jej zdrowiu.
Nie pomógł jej również ostateczny koniec znajomości ze Strzemboszem. Po wojnie oficer osiadł w RPA i zajął się hodowlą kur. Uznał to za zajęcie satysfakcjonujące, miał dosyć stresów wojennych i niepewnych losów znajomości z piosenkarką...
W ostatnich latach życia Ordonówna wymieniała rozległą korespondencję, wysyłała paczki potrzebującym i pisała. To wówczas powstały „Tułacze dzieci" – piękne wspomnienie o jej podopiecznych z ZSRS. Pisała też wiersze, zajmowała się malarstwem (zdążyła jeszcze wystawić kilka swoich prac). Wypełniała czas, czekając na to, co nieuniknione.
Maria Anna Tyszkiewicz (tak oficjalnie się nazywała) zmarła 8 września 1950 roku w Bejrucie w wieku 48 lat. Pochowano ją na miejscowym cmentarzu wojskowym wśród tych, którym śpiewała.
Po latach opuszczony grób koleżanki odnalazła Mira Zimińska-Sygietyńska, wówczas szefowa słynnego Mazowsza. Powołano specjalny komitet pod jej przewodnictwem i 12 maja 1990 roku trumna z prochami Ordonki spoczęła na Starych Powązkach.
Autor jest historykiem zajmującym się międzywojennymi dziejami Polski, a zwłaszcza ich stroną obyczajową. Autor książek „Wpływowe kobiety Drugiej Rzeczypospolitej", „Afery i skandale Drugiej RP", „Życie prywatne elit Drugiej Rzeczypospolitej", "Polskie piekiełko".
Lipiec 2012