Generacja dawnych kontestatorów z lat 80., a dzisiejszych 50-latków przekształciła się w grzeczny, propaństwowy establishment. Żadna branża nie jest wolna od tej zarazy – literatura, animacja kulturalna, a także muzyka. Oprócz oczywistej luki pokoleniowej między rocznikami 60. a obecnymi 30-latkami pojawia się także ta klasowa. Wydaje się, że zamożni ekspunkowcy nie widzą żadnego sensu w dalszej kontestacji, choć ciągle nie brakuje grup, które ze względów ekonomicznych nie są w stanie korzystać z wolności, o której śpiewali przez całe lata 80.
Cyc kontra podatki
Big Cyc już dawno odpłynął w radosne rejestry kompletnej żenady, opowiadając nieśmieszne dowcipy, prowadząc święta pieroga i festiwale ziemniaka oraz zjadając PIT-y z Januszem Korwin-Mikkem. Dawni aktywiści Totartu i Pomarańczowej Alternatywy, dzicy performerzy i radośni punkowcy, spaśli się i rozmienili na najdrobniejsze drobne. Wulgarni i prymitywni, a co najgorsze – zupełnie niezabawni, odziewają się w kolorowe ciuchy i nagrywają kolejne kompletnie olewane przez stacje radiowe płyty, licząc na to, że jeszcze budzą jakiekolwiek, poza zażenowaniem, emocje. Klasą samą dla siebie okazuje się być tu frontman zespołu Krzysztof Skiba. O ile tragedia powtarza się farsą, o tyle farsa powtarza się już tylko żenadą. Dawny punk i happener kontynuuje swoją walkę z komuną, pokazując pośladki Jerzemu Buzkowi, kontestując podatki i radując się, że na festiwalach muzycznych nikt już nie wspomina o polityce.
Zachłanny i pazerny
Upadek Kazika Staszewskiego to dla nas sprawa szczególnie bolesna. Pierwszy w życiu jego koncert dla nas obojga to Kult na Wyspie Słodowej, a Marta „śmierć poety" przesłuchała chyba 2,5 tys. razy. Koszulki, kasety, koncerty, napoje wyskokowe, ogólnie pojęte dojrzewanie. Jeśli coś zostało w Polsce z poważnie zdewaluowanego terminu „bard", to Kazik był tego kwintesencją. Okazuje się jednak, że koniec PRL był też początkiem końca Staszewskiego. Z roku na rok coraz bardziej wpasowywał się w nową rzeczywistość, rezygnując konsekwentnie z kontestacji na rzecz konsumpcji. Radosna afirmacja wolnego rynku i ciężka niechęć do wszelkiej lewicowości dałyby się jeszcze przeżyć, ale walka ze ściąganiem jego płyt z Internetu i wyzywanie swoich słuchaczy od złodziei i kurew przelała czarę goryczy. Człowiek, który zarabia 40 tys. za koncerty (występy przynoszą mu 90 proc. zarobków), w dobie udostępniania przez artystów płyt za darmo (dajmy na to Radiohead) zaczął traktować swoich fanów jak grupę, która odbiera mu chleb od ust.
Nie trzeba było długo czekać na reakcję. Powstała strona – www.stratakazika.pl – gdzie internauci kpią ostro z ekspunkowca, chwaląc się, na ile już go ograbili, ściągając nielegalnie (i kasując od razu) jego płyty. Jak na dziś suma sięga już 100 mln zł, a polska sieć ma z niego grubą pompę. Kazik powoli staje się symbolem kompletnego niedopasowania do współczesnych warunków dystrybucji muzyki i bardzo dbałym o kiesę śmiesznym starszym panem. Niektórzy pamiętają jeszcze Staszewskiego, jak śpiewa: „Na tym świecie każdy jest zachłanny i pazerny/Na tym świecie każdy chce pieniądze i koncerny", ale jest to już zdecydowanie pieśń przeszłości.