Farsa byłych kontestatorów

Widmo krąży po polskim punk rocku: widmo starości, konformizmu i żenady. Miłość do wolnego rynku, udział w marszach patriotycznych i smutne „pierdololo" w telewizji – to objawy tej zarazy

Publikacja: 01.10.2012 10:07

Paweł Kukiz

Paweł Kukiz

Foto: Fotorzepa

Red

Artykuł z tygodnika Przekrój

Generacja dawnych kontestatorów z lat 80., a dzisiejszych 50-latków przekształciła się w grzeczny, propaństwowy establishment. Żadna branża nie jest wolna od tej zarazy – literatura, animacja kulturalna, a także muzyka. Oprócz oczywistej luki pokoleniowej między rocznikami 60. a obecnymi 30-latkami pojawia się także ta klasowa. Wydaje się, że zamożni ekspunkowcy nie widzą żadnego sensu w dalszej kontestacji, choć ciągle nie brakuje grup, które ze względów ekonomicznych nie są w stanie korzystać z wolności, o której śpiewali przez całe lata 80.

Cyc kontra podatki

Big Cyc już dawno odpłynął w radosne rejestry kompletnej żenady, opowiadając nieśmieszne dowcipy, prowadząc święta pieroga i festiwale ziemniaka oraz zjadając PIT-y z Januszem Korwin-Mikkem. Dawni aktywiści Totartu i Pomarańczowej Alternatywy, dzicy performerzy i radośni punkowcy, spaśli się i rozmienili na najdrobniejsze drobne. Wulgarni i prymitywni, a co najgorsze – zupełnie niezabawni, odziewają się w kolorowe ciuchy i nagrywają kolejne kompletnie olewane przez stacje radiowe płyty, licząc na to, że jeszcze budzą jakiekolwiek, poza zażenowaniem, emocje. Klasą samą dla siebie okazuje się być tu frontman zespołu Krzysztof Skiba. O ile tragedia powtarza się farsą, o tyle farsa powtarza się już tylko żenadą. Dawny punk i happener kontynuuje swoją walkę z komuną, pokazując pośladki Jerzemu Buzkowi, kontestując podatki i radując się, że na festiwalach muzycznych nikt już nie wspomina o polityce.

Zachłanny i pazerny

Upadek Kazika Staszewskiego to dla nas sprawa szczególnie bolesna. Pierwszy w życiu jego koncert dla nas obojga to Kult na Wyspie Słodowej, a Marta „śmierć poety" przesłuchała chyba 2,5 tys. razy. Koszulki, kasety, koncerty, napoje wyskokowe, ogólnie pojęte dojrzewanie. Jeśli coś zostało w Polsce z poważnie zdewaluowanego terminu „bard", to Kazik był tego kwintesencją. Okazuje się jednak, że koniec PRL był też początkiem końca Staszewskiego. Z roku na rok coraz bardziej wpasowywał się w nową rzeczywistość, rezygnując konsekwentnie z kontestacji na rzecz konsumpcji. Radosna afirmacja wolnego rynku i ciężka niechęć do wszelkiej lewicowości dałyby się jeszcze przeżyć, ale walka ze ściąganiem jego płyt z Internetu i wyzywanie swoich słuchaczy od złodziei i kurew przelała czarę goryczy. Człowiek, który zarabia 40 tys. za koncerty (występy przynoszą mu 90 proc. zarobków), w dobie udostępniania przez artystów płyt za darmo (dajmy na to Radiohead) zaczął traktować swoich fanów jak grupę, która odbiera mu chleb od ust.

Nie trzeba było długo czekać na reakcję. Powstała strona – www.stratakazika.pl – gdzie internauci kpią ostro z ekspunkowca, chwaląc się, na ile już go ograbili, ściągając nielegalnie (i kasując od razu) jego płyty. Jak na dziś suma sięga już 100 mln zł, a polska sieć ma z niego grubą pompę. Kazik powoli staje się symbolem kompletnego niedopasowania do współczesnych warunków dystrybucji muzyki i bardzo dbałym o kiesę śmiesznym starszym panem. Niektórzy pamiętają jeszcze Staszewskiego, jak śpiewa: „Na tym świecie każdy jest zachłanny i pazerny/Na tym świecie każdy chce pieniądze i koncerny", ale jest to już zdecydowanie pieśń przeszłości.

Skóra i honor

Paweł Kukiz zaczynał grubo. W zespole Aya RL śpiewał „Skórę", kawałek o buncie wobec normalnego, „cywilizowanego" życia, który to bunt symbolizuje rzeczona skóra (a w nią odziany jest podmiot). Powstała piosenka więcej niż popularna, do dziś często wykonywana przez muzyków ulicznych. Następnie w Piersiach jeździł po ZChN jak po burej suce i, o ironio, 20 lat później znalazł się w gronie pogrobowców tej klerykalno-nacjonalistycznej formacji. Najpierw jednak zaliczył reklamę Pepsi i flirt z popem, który zakończył na odwyku. Odwyk, jak widać, obudził Kukiza patriotę, uśpionego wlewanym w siebie alkoholem. Mocno zaangażował się w Marsz Niepodległości, żeby ostatnio wejść na rynek z solową płytą „Siła i honor", której tytuł kojarzy się zarówno brzmieniowo, jak i semantycznie z wyrażeniem „krew i honor". Jeśli to niezamierzona asocjacja, to można powiedzieć, że mocno niefortunna, biorąc pod uwagę, iż w rzeczonym marszu Kukiz dziarsko kroczył z flirtującymi z neonazizmem członkami ONR. Czy prawica ma swojego barda, czy raczej łódka Kukiza „odbiła już od brzegu" – trudno stwierdzić.

Artystka i władza

Kora jako jedyna trwała całkiem dzielnie na posterunku. Polska Siouxsie, wielka miłość Przemka lat siedem, była symbolem tego, co w polskiej muzyce rozrywkowej najlepsze. To dość oczywiste, że z wiekiem spokorniała i zmieniła się w kobietę bez wieku, której czas zajmują głównie wizyty w klinikach medycyny estetycznej i jurorowanie w talent-show. Przez pamięć o „Lipstick on the Glass" bylibyśmy nawet gotowi zapomnieć jej ekstatyczne wspieranie Platformy. O ile jej kolegom z branży, na tle których wygląda zachwycająco, wytykać należy rzeczy, które zrobili, o tyle na niej ciąży grzech ciężkiego zaniechania. Żałosna hucpa, która miała miejsce po skonfiskowaniu w jej domu 2,83 g marihuany, mogła dać początek całej serii coming outów i stać się przyczynkiem do pierwszej od wielu lat dyskusji o konieczności zmiany restrykcyjnej ustawy antynarkotykowej. Kora mogła kroczyć w forpoczcie niezbędnych zmian. Zdecydowała się jednak na całą serię wybiegów, zrzucając odpowiedzialność za obecność w jej domu „trawki" na psa – pudelka Ramonę. Czy ciąży nad nią realna groźba więzienia? Raczej nie, co najwyżej wyrok w zawieszeniu, choć i to, za posiadanie paru skrętów, to jakieś żarty. Staliśmy się świadkami bolesnej publicznej lekcji. Kora i jej partner Kamil Sipowicz ździebko za późno zauważyli, że związki artystów z władzą to grząski grunt.

Wojna, rynek, muzyka

Kolejnym wirażem, na którym wywrócił się polski punk, okazał się Przystanek Woodstock. Prowadzona przez Jurka Owsiaka impreza okazała się, podobnie jak Jarocin w PRL, wentylem bezpieczeństwa, kanalizującym energię, ale odciągającym zarazem od wszelkiej antysystemowej działalności. Uboższa młodzież może się tam za darmo wyszaleć przy mniej lub bardziej znanych zespołach muzycznych, spożywać i kochać. Wydawałoby się, że to impreza całkiem w duchu pierwszego Woodstocku, gdyby nie małe „ale". Okazuje się znów, że tragedia lubi powtarzać się jako farsa. Przystanek Woodstock stał się miejscem, gdzie występowali: konserwatywny prezydent myśliwy Bronisław Komorowski, dyrektor muzeum niepotrzebnej jatki (Powstania Warszawskiego) Jan Ołdakowski i jakże znany z wywrotowych poglądów Tomasz Lis. W ekstrabonusie neoliberalni ekonomiści – Balcerowicz i Belka – oświecali biedniejszą młodzież z mniejszych miast co do łask pańskich, jakie płyną z wolnego rynku. Wszystko zaś przy błyskotliwej konferansjerce koncesjonowanego PRL-owskiego „rockmana" Zbigniewa Hołdysa, którego po sprawie ACTA nie trzeba już zachwalać. Specjalnym smaczkiem było spotkanie z generałem Skrzypczakiem i wystawienie wozów bojowych z Iraku w tzw. Strefie Armii. Przypominamy, że nazwa „Woodstock" pochodzi od festiwalu, którego głównymi ideami były sprzeciw wobec wojny w Wietnamie i radykalny pacyfizm. Nie da się chyba bardziej zszargać idei festiwalu z roku 1969. Ot, „miłość, przyjaźń, muzyka".

Polscy punkrockowcy z lat 80. to dziś już zadowolona z siebie klasa średnia. Dla nich rewolucja skończyła się wraz z upadkiem władzy ludowej i przywróceniem wolnorynkowej „normalności". Jak się okazuje, wolność, o której marzyli ci członkowie Ruchu Społeczeństwa Alternatywnego, Pomarańczowej Alternatywy czy Totartu, to wolność bogacenia się dla nielicznych. Wraz z upadkiem „komuny" skończyła się dla nich jakakolwiek walka. Czują się dobrze w swoich ciepłych domostwach. Ich bunt skroplił się w mieszczańskie marzenie, a podtatusiali punkowcy pokochali „pieniążki". Na szczęście coraz bardziej zaczynają budzić jedynie śmieszność. Żadna cenzura nie musi ich skazywać na niebyt medialny. Sami pracują na to bardzo intensywnie.

Artykuł z tygodnika Przekrój

Generacja dawnych kontestatorów z lat 80., a dzisiejszych 50-latków przekształciła się w grzeczny, propaństwowy establishment. Żadna branża nie jest wolna od tej zarazy – literatura, animacja kulturalna, a także muzyka. Oprócz oczywistej luki pokoleniowej między rocznikami 60. a obecnymi 30-latkami pojawia się także ta klasowa. Wydaje się, że zamożni ekspunkowcy nie widzą żadnego sensu w dalszej kontestacji, choć ciągle nie brakuje grup, które ze względów ekonomicznych nie są w stanie korzystać z wolności, o której śpiewali przez całe lata 80.

Pozostało 93% artykułu
Kultura
Przemo Łukasik i Łukasz Zagała odebrali w Warszawie Nagrodę Honorowa SARP 2024
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Muzeum otwarte - muzeum zamknięte, czyli trudne życie MSN
Kultura
Program kulturalny polskiej prezydencji w Radzie UE 2025
Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali