Polowanie na atrakcje

Florence and the Machine, Justin Bieber, Bon Jovi i Beyoncé, a wcześniej Jennifer Lopez – to gwiazdy, które odświeżają ofertę koncertową w Polsce. Znudzona publiczność czeka na tych, których jeszcze u nas nie było

Publikacja: 02.03.2013 00:07

Trudno uwierzyć, ale przywykliśmy już do Joe Cockera, Metalliki, a nawet do U2. Marzą nam się artyści, których u nas jeszcze nie było.

Zobacz galerię zdjęć

Najnowszą sensacją koncertową jest zapowiedź przyjazdu największego po Adele objawienia wokalnego na scenie pop – Florence and the Machine. Wydała dwie płyty, które w Polsce pokryły się platyną. Na całym świecie sprzedały się w kilku milionach egzemplarzy. W listopadzie ubiegłego roku została wybrana przez The Rolling Stones do wykonania „Gimme Shelter" w duecie z Mickiem Jaggerem podczas londyńskich koncertów, które uświetniły 50-lecie istnienia zespołu. Zaśpiewa w Krakowie 10 sierpnia. News jest tym bardziej gorący, że Brytyjka miała w tym roku nie występować.

– Jej przyjazd będzie należał do największych muzycznych wydarzeń roku – powiedział Mikołaj Ziółkowski, szef Alter Art, producent Coke Festival.

Justin Bieber, który zaśpiewa w łódzkiej Ergo Arenie 25 marca, to z pewnością jedno z największych muzycznych objawień show-biznesu doby Internetu i YouTube. Filmy wideo z jego udziałem zanotowały łącznie prawie 3 biliony wyświetleń. W 2011 roku „Forbes" umieścił wokalistę na drugim miejscu listy najlepiej opłacanych artystów, którzy nie ukończyli jeszcze 30 lat. Zarobił wtedy 53 miliony dolarów. Teraz Kanadyjczyk jest na miejscu trzecim, a jego roczny dochód wyniósł około 55 milionów dolarów. Ma 43 milionów fanów na Facebooku, zaś jego profil na Twitterze śledzi ponad 22 miliony osób.

A jednak do tej pory właśnie ta grupa artystów nazywana była przez polskich producentów koncertów wirtualnymi. Mało kto chciał ryzykować wyłożenie na nich dużych pieniędzy, ponieważ główni odbiorcy muzyki to nastolatki, które nie kupują płyt, muzyki słuchają w sieci, a występ live idola nie jest dla nich ważny, ponieważ dla nich multimedia i rzeczywistość to jedno.

– Najistotniejsze jest to, że fan takiej gwiazdy jak Justin Bieber nie ma własnych pieniędzy – mówi Janusz Stefański, prezes MJM Prestige, organizator koncertu Kanadyjczyka. – Główne pytanie brzmiało: czy nastolatki będą miały wystarczającą siłę przebicia, żeby poprosić o pieniądze rodziców, i czy rodzice je wyłożą, często także na swój bilet, by nie pozostawiać pociechy bez opieki podczas występu.

Negocjacje toczyły się jak w thrillerze. Stawka okazała się dla MJM za wysoka, więc agencja w ogóle zrezygnowała. Potem jednak uśmiechnęło się do niej szczęście: z kalendarza wypadł show Biebera w Lyonie. Menedżerowie Kanadyjczyka wrócili do rozmów i kwota była znacznie niższa.

– Zaryzykowaliśmy i już pierwszego dnia sprzedaży nie żałowałem – mówi Janusz Stefański. – Najszybciej rozeszły się najdroższe bilety za 1500 zł, oferujące – poza koncertem – możliwość spotkania z gwiazdą. Występem zainteresowali się fani z całej Polski. Oczywiście, na pierwszym miejscu byli warszawiacy, którzy na każdym koncercie stanowią przeważającą większość, ponieważ w stolicy nie ma odpowiedniej, nowoczesnej hali. Szkoda.

Inna światowa gwiazda, która po raz pierwszy wystąpi w Polsce, to Bon Jovi. W 2011 r. Amerykanie zarobili na koncertach aż 192 miliony dolarów, wyprzedziło ich wtedy tylko U2. Podobnie jak Irlandczycy mają niewyczerpany zestaw przebojów lansowanych od lat przez komercyjne stacje radiowe. A jednak kwartet znajdował się na liście artystów, co do których nie było pewności, że wypełnią w Polsce stadion, a tylko to daje szansę na zwrot kosztów. Wątpliwości opierały się na nikłej sprzedaży płyt. Generalnie jest duża grupa gwiazd uwielbianych w Ameryce, a w Polsce niecieszących się wielką popularnością. Można do nich zaliczyć również Bruce'a Springsteena i The Eagles.

– Nigdy nie wiadomo, kto może liczyć na sprzedaż biletów, dopóki nie powie się: „sprawdzam" – mówi Janusz Stefański. – Z Bon Jovi problem polegał na tym, że to bardzo drogi zespół i polskich agentów nie było na niego stać. Sam łapałem się za głowę, kiedy na początku działalności, kilka lat temu, otrzymywałem propozycję ich koncertów. Udało nam się jednak zdobyć dobrą markę i myślę, że to zdecydowało o zakończeniu negocjacji sukcesem.

MJM ma do sprzedania 35 tysięcy biletów na PGE Arena w Gdańsku. Czas – do 19 czerwca. To dużo po mrożącym krew w żyłach doświadczeniu z zeszłego roku, gdy od dnia wejścia do sprzedaży wejściówek na Jennifer Lopez do wrześniowego występu zostało siedem tygodni.

– Wtedy też ryzykowaliśmy jako pierwsi, bo Jennifer Lopez nigdy wcześniej do Polski nie przyjechała – mówi Janusz Stefański. – Wyszliśmy na swoje.

Beyoncé będzie największą gwiazdą Warsaw Orange Festival (25 maja). Jeszcze niedawno amerykańska piosenkarka znajdowała się poza zasięgiem polskich agencji. Sytuacja jednak się zmieniła, a również dzięki rosnącej popularności wokalistki r'n'b goszcząca ją impreza będzie mogła walczyć o większą widownię na Stadionie Narodowym, dokąd przeniesie się ze Stadionu Legii.

– Sława Beyoncé dotarła już w pełni również do naszego kraju – mówi Piotr Metz, rzecznik festiwalu. – Jej występy były ozdobą najbardziej prestiżowych wydarzeń o globalnym zasięgu: uświetniła Super Bowl, a także inaugurację prezydentury Baracka Obamy. Ma wielkie przeboje, jest żoną rapera Jay-Z. Wszystko to współtworzy status megagwiazdy, którą poza zwykłymi fanami chcą podziwiać VIP-y.

Zdaniem Mikołaja Ziółkowskiego, szefa Alter-Art, producenta m.in. Open'era i Coke Music Festival, organizatorzy festiwali mogą skuteczniej promować nowe gwiazdy.

– Nie musimy opierać się na popularności jednego artysty, bo mamy do dyspozycji kilka scen – mówi Ziółkowski.

– Pamiętam czas, gdy islandzka grupa Sigur Ros cieszyła się już dużą popularnością w Europie, a u nas pozostawała wciąż nieznana. Zdecydowałem się pokazać ją na dużej scenie. Fani byli oczarowani i od tego czasu Islandczycy mają u nas dużą grupę fanów. Artystów, którzy jeszcze w Polsce nie występowali, a mogliby liczyć na znakomite przyjęcie, jest więcej.

Na podobny sukces mogłyby liczyć gwiazdy rapu – Eminem i Lil Wayne. Coraz silniejszą pozycję ma Bruno Mars. Jednak największym artystą, który u nas jeszcze nie gościł, jest sir Paul McCartney. Każdego roku mam okazję rozmawiać z producentami prowadzącymi negocjacje z menedżerami eks-beatlesa. W tym roku jest podobnie, ponieważ Macca planuje koncerty w Europie.

– To trudna sprawa – komentuje Janusz Majewski.  – Ale trzeba próbować.

– McCartney wyraził prywatnie chęć przyjazdu do Polski – ujawnia Piotr Metz. – Rzecz nie odbyła się publicznie, ale agencje o tym wiedzą.

Trudno uwierzyć, ale przywykliśmy już do Joe Cockera, Metalliki, a nawet do U2. Marzą nam się artyści, których u nas jeszcze nie było.

Zobacz galerię zdjęć

Pozostało 97% artykułu
Kultura
Przemo Łukasik i Łukasz Zagała odebrali w Warszawie Nagrodę Honorowa SARP 2024
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Muzeum otwarte - muzeum zamknięte, czyli trudne życie MSN
Kultura
Program kulturalny polskiej prezydencji w Radzie UE 2025
Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali